Popatrzmy na poniższy fragment wykresu Lotosu:
Zarówno RSI jak i STS wykazują dywergencję w stosunku do kursu spółki. Zgodnie z teorią powinny nastąpić teraz spadki. A co się stało?
Nastąpił potężny wzrost i dopiero daleko potem spadki, których nie można tłumaczyć "opóźnieniem". Co ciekawe, dodatkowo wolumen silnie spadł w początkowym okresie, co powinno potwierdzać prognozę spadku trendu. Po tym spadku wolumenu nastąpił silny wzrost kursu, któremu już towarzyszył wzrost wolumenu.
Teoria kompletnie się nie sprawdziła.
A to przykład PKNORLEN:
Również można dostrzec dywergencję i idealną sytuację do kupna akcji. A tu psikus...
I jeszcze na koniec przykład PKOBP:
Tutaj trend zwyżkujący okazał się dużo lepszym miernikiem prognozy niż dość wysublimowana koncepcja dywergencji.
Zgodnie z kryterium falsyfikacjonizmu Poppera, aby teoria mogła być uznana za naukową, "musi być możliwe obalenie empirycznego systemu naukowego przez doświadczenie" (Karl R. Popper, Logika odkrycia naukowego, W-wa 1977, s. 40). Popper uznaje, że "dla metody empirycznej charakterystyczne jest to, że system podlegający sprawdzaniu dostępny jest falsyfikacji na wszystkie dające się pomyśleć sposoby. Cel tej metody polega nie na ratowaniu życia nie dających się utrzymać systemów, lecz przeciwnie, na rzuceniu ich wszystkich w wir najzaciekliwszej walki o przetrwanie i wybranie tego, który w porównaniu z innymi okaże się najlepiej przystosowany." (Op. cit., ibidem, s. 41). Warto tu odnotować, że Popper spogląda realistycznie na metody badawcze (które mogą być zawierać błędy lub też występować pewne zewnętrzne zakłócenia). Stwierdza, że nie wystarczy jedno wydarzenie, aby obalić całą teorię. Musi wystąpić zjawisko powtarzalne, obalające teorię. (Por. ibidem, s. 74).
Sądzę, że trzy przykłady łamania teorii już o czymś świadczą. Czy to znaczy, że w rozpatrywanym kontekście analiza techniczna została obalona? Nie. Po pierwsze zostało jedynie obalone stanowisko, że analiza techniczna zawsze się sprawdza. Powtarzam jednak, że AT jest nauką statystyczną, jej przewidywania są prognozami odnotowywanymi z danym prawdopodobieństwem. Oznacza to, że aby obalić AT należy wykazać, że częstość jej niesprawdzania się wynosi co najmniej 50%. Gdy na przykład pobieżnie badałem metodę RSI dla INGBSK, stwierdziłem, że jej poprawność jest większa od 50%. Być może, gdybym wykonał dokładniejsze badania, wyszłoby mi blisko 50:50, ale na dziś zakładam, że RSI (dla ING) jest dość dobrym wskaźnikiem trendu. Opis testu jest zawarty w poście "RSI w praktyce". Co więcej, gdy ostatnio dokonałem tego typu analiz dla innych spółek, wyniki okazały się zbliżone: poprawność sygnałów RSI w sensie co najmniej kilku dni naprzód mieści się w przedziale 55-60%.
Po drugie, moje analizy zawierały, podobnie jak w przypadku metody RSI, pewne założenia: linia %K jest 15-okresowa, %D jest 5-okresowa, a poziom wykupienia to 80 i wyprzedaży 20. Zawsze można kalibrować parametrami.
Jak to więc wygląda dla STS?
Doszedłem do kilku ciekawych wniosków. Pierwszy jest taki, że nie ma co zawracać sobie głowy samymi poziomami wykupienia i wyprzedaży. Do tego lepiej nadaje się RSI. STS jest bardzo wrażliwy na skrajne wartości, co wynika z jego konstrukcji. Ale wiemy, że w przypadku STS poziomy wykupienia i wyprzedaży są jedynie dodatkiem. Istotne są dywergencje i punkty przecięcia linii %K z %D.
Według Murphy'ego sygnał występuje, gdy zarówno występuje dywergencja, jak i przecięcie obu linii. Jednak dywergencje są stosunkowo rzadkie. Ostatnia cena zamknięcia we wzorze STS sprawia, że wskaźnik ten porusza się najczęściej tak jak kurs, wobec czego najczęściej kolejne ekstrema kursu są kolejnymi ekstremami wskaźnika.
Dlatego - oto drugi wniosek - zrobiłem analizę oddzielną dla dywergencji oraz dla punktów przecięcia się linii K i D.
Dywergencje:
Sporządziłem analizę dla INGBSK od początku roku 2000 do końca czerwca 2009. Znalazłem zaledwie 22 widocznych na oko dywergencji dla notowań dziennych. Ale spośród tych 22 sygnałów, aż 16/18 dało prawidłowy sygnał. Zapis 16/18 oznacza, że do dwóch nie jestem do końca przekonany. Tak czy inaczej wyszło na to, że istnieje ponad 70% szansy, że dywergencja daje trafną prognozę. Szczerze mówiąc, sam się dziwię, że wynik jest aż tak pozytywny. Ale tak mi wyszło. Przy czym należy dodać, że tylko 8 sygnałów dotyczyło kupna, z czego 1 był niepoprawny, a 2 były nie do końca przekonujące.
Punkty przecięcia linii K i D:
Sporządziłem analizę dla INGBSK od początku roku 2004 do końca czerwca 2009 (notowania dzienne). Pozytywny sygnał wystąpił, gdy co najmniej kilka dni naprzód kurs ruszał tak, jak wskazywał STS w okolicach poziomów kupna i wyprzedaży. Wynik znów zaskakuje: na 91 sygnałów 55 sygnałów było poprawnych (60%) i 36 fałszywych (40%). 60% pewności to bardzo dużo na giełdzie.
Zdaję sobie jednak sprawę z pewnej subiektywności tego badania. Nie wiem również czy dla innych spółek wyniki są aż tak zadowalające.
Trzeci wniosek to swego rodzaju odkrycie. Popatrzmy na poniższy wykres:
Występuje dywergencja, którą zapoczątkowuje przecięcie od dołu linii D przez K. Zgodnie z dywergencją kurs, pomimo okresu spadku, potem zaczyna wspinaczkę. Co z tego wynika? Obrońcy AT zawsze znajdą sposób, by wykazać prawidłowość swojej teorii. Pomimo, że przecięcie się K i D powinno prognozować wzrost kursu, to jeszcze należy uwzględnić występowanie dywergencji pozytywnej, oznaczającej, że dopiero wkrótce zaczną się wzrosty. Zauważmy: aby wystąpił sygnał kupna, linia K musi przeciąć niemalejącą linię D i dalej ruszać w górę. Jeśli jednak tak się właśnie dzieje, a kurs spada (czyli wydaje się, że STS nie działa), oznacza to, że powstała dywergencja (czyli jednak wskaźnik działa)! Oczywiście, skoro ta powstała, to wzrost kursu nastąpi trochę później. W końcu kiedyś będzie korekta. Jeśli jednak korekta tak szybko nie następuje, jak powinna, to co się stanie? Oczywiście linia K przetnie linię D, ale tym razem od góry, dając sygnał sprzedaży... Jak by nie patrzeć, zawsze AT zwycięża, ile tylko zmienimy punkt widzenia.
Pomimo wskazanej kontrowersji, należy przyznać, że skoro oddzieliłem w swoim badaniu problem dywergencji od punktów przecięć K i D i zarówno jedna, jak i druga metoda przyniosła odpowiedź, że generowane przez nią sygnały nie są "idealnie" losowe (w sensie istnienia prawdopodobieństwa 50:50), na dziś mój subiektywny (na przykład nie uwzględniam prowizji) wniosek samego mnie zaskakuje: oscylator stochastyczny w okresie badawczym mógł przynieść ponadprzeciętne (czyli większe od metody kup i trzymaj) krótkookresowe zyski.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RSI. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą RSI. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 28 czerwca 2009
sobota, 27 czerwca 2009
Oscylator stochastyczny
1. Czym jest oscylator stochastyczny?
Analitycy techniczni na co dzień, bez zastanowienia, używają tzw. oscylatora stochastycznego. My się jednak przyjrzymy bardziej szczegółowo znaczeniu tego narzędzia. Najpierw poznamy definicję słów tworzących tę nazwę.
Oscylator - układ fiz. (mech., elektr.), wykonujący drgania wokół położenia równowagi trwałej(http://encyklopedia.pwn.pl)
Proces stochastyczny - rodzina zmiennych losowych określonych na pewnej przestrzeni probabilistycznej o wartościach w pewnej przestrzeni mierzalnej (op. cit. http://pl.wikipedia.org/wiki/Proces_stochastyczny).
Tak więc, oscylator stochastyczny (Stochastic - STS) jest narzędziem wykrywającym losowe wahania zmiennej wokół poziomu równowagi.
Na marginesie dodam, że niestety w analizie technicznej tworzone są pojęcia mieszające się ze sobą, które stają się pogmatwane. Na przykład J.J. Murphy w "Analizie technicznej rynków finansowych" dokładnie omawia różne typy oscylatorów i jednym z nich jest oscylator stochastyczny. Jest dla mnie nieporozumieniem nazywanie jednego oscylatora stochastycznym a innych nie. W zasadzie wszystkie oscylatory analizy technicznej są stochastyczne, gdyż analiza techniczna opiera się na statystyce. Kogo bowiem obchodzi, że jakiś autor nazwał swój wskaźnik tak a nie inaczej? Gdyby tak miało być w matematyce, to ta dziedzina kompletnie by się załamała pod ciężarem niejednolitości i niejednoznaczności. Analiza techniczna w obecnej formie jest zdecydowanie niedoskonała. Paradoksalnie właśnie przez to ma wielu zwolenników, bo przecież każdy wskaźnik może być interpretowany na własny sposób.
"Wskaźnik STS bazuje na spostrzeżeniu, że podczas trendów wzrostowych ceny zamknięcia kształtują się na ogół blisko górnej granicy swych wahań, zaś w trendach spadkowych zbliżają się do dolnej granicy tego zakresu. W tym oscylatorze używa się dwóch linii- %K i %D." (http://pl.wikipedia.org/wiki/Oscylator_stochastyczny).
Wzór na linię %K:
Murphy za x wstawia 14.
%D to 3-okresowa średnia linii %K
2. Interpretacja
Interpretacja pozostaje podobna jak w przypadku RSI: stosuje się zarówno pojęcie poziomu wykupienia/wyprzedania, jak i dywergencji. Zauważmy, że gdy ostatnia cena zamknięcia będzie się zbliżać do maksimum, ułamek będzie dążył do 1 (100%). Gdy cena będzie się zbliżać do minimum, ułamek będzie dążył do 0. Za poziom wykupienia najczęściej bierze się 80, za poziom wyprzedania 20. Większy zasięg poziomów niż dla RSI wynika z tego, że STS jest zbyt wrażliwy na zmiany, co wynika z jego konstrukcji.
Ponadto w interpretacji uwzględnia się dodatkowo linię %D, czego nie ma w metodzie RSI; Murphy pisze nawet, że %D jest ważniejsza od %K. Jeśli została utworzona dywergencja pomiędzy ceną akcji a linią %D (tzn. cena akcji i %D średnio rzecz biorąc zachowują się przeciwnie), wówczas "sygnał kupna lub sprzedaży pojawia się w chwili, gdy szybsza linia K przecina wolniejszą linię D" (J.J. Murphy, ibidem, s. 216).
3. Różnica pomiędzy STS a RSI
Różnica pomiędzy STS a RSI polega po pierwsze na tym, że we wzorze STS występują nie zmiany ceny, ale jej konkretne wartości: ostatnia cena zamknięcia, najniższa i najwyższa cena w danym okresie. Dlatego właśnie zakres wahań jest przedstawiony jako różnica zmiennych (tutaj cen) a nie suma (zmian cen), co było słuszne dla RSI. Po drugie %K w przeciwieństwie do RSI nie opiera się w ogóle na średnich, co znaczy przyjęcie założenia, że same ceny mają wpływ na przyszłość. RSI okazuje się bardziej stochastyczny niż STS!
4. Czy to ma sens?
Aby rozwiązać powyższy problem, w metodzie STS stosuje się uśrednioną linię %K, czyli %D, choć ta ostatnia to nic innego jak wygładzenie linii %K. W końcu łączy się obydwie linie - jeżeli K przecina od dołu rosnącą linię D, możemy się spodziewać zwyżki kursu, jeśli K przecina od góry opadającą D - zniżki. W tej konstrukcji nie ma niczego zaczarowanego. W analizie technicznej uznaje się, że jeśli szybszy wskaźnik przecina w danym kierunku wolniejszy, to znaczy, że powstaje lub umacnia się dany trend. Przyjmuje się konwencję, że, statystycznie rzecz biorąc, jeśli wolniejsza średnia wskaźnika podąża w danym kierunku, a sam wskaźnik ją przecina, to znaczy, że sam "chce iść" w tym kierunku (coś na zasadzie siły bezwładności). Należy jednak pamiętać, że wszelkie określenia, jak "chce iść" są personifikacją stworzoną dla potrzeb intuicyjnego zrozumienia zagadnień, które w rzeczywistości są suchą analizą statystyczną.
Czysty statystyk prawdopodobnie pogardziłby STS i jego interpretacją. Co to za proces stochastyczny, który przyjmuje za wiarygodne konkretne wartości zmiennej losowej? Linia %D nieco poprawia tę sytuację, ale przecież w interpretacji K ma przebijać D. Z drugiej strony o punkcie przebicia linii D przez K można myśleć nie jak o faktycznym punkcie, od którego umacnia się trend, lecz jak o pewnej reprezentacji umacniania się trendu.
Wspomnę tutaj o Tharpie i jego bardzo znanej książce "Giełda, wolność i pieniądze. Poradnik spekulanta". Tharp na początku swojej książki przedstawia obciążenia oceny sytuacji rynkowej, czyli heurystyki. Temat heurystyk jest długi i wkrótce go poruszę. Jedną z heurystyk jest złudzenie reprezentacji. "Ludzie zakładają, że, gdy coś ma reprezentować coś innego, jest ono w rzeczywistości tym, co reprezentuje".
Musimy więc zdystansować się do wiedzy, którą wtłaczają nam do głowy podręczniki analizy technicznej. Punkt przecięcia D i K powinien nas informować, że kurs akcji, indeks znajduje się w pewnym obszarze "prowzrostowym" ("prospadkowym"), to znaczy mającym tendencję do wzrostu (spadku). Tendencja wiąże się z pojęciem prawdopodobieństwa. Jeśli częstości historyczne wskazują na powtarzalność określonych schematów, prawdopodobieństwo ich pojawienia się wzrasta. Identycznie powinniśmy odnosić się do analogicznych postulatów AT, na przykład kiedy rosnący (spadający) kurs akcji przebija rosnącą (spadającą) średnią 15, 30 i 45-dniową, co winno świadczyć o formowaniu/wzmacnianiu trendu.
5. Podsumowanie.
STS stanowi narzędzie, które informuje o oscylacjach kursu pomiędzy poziomem minimum a maksimum danego okresu. Składa się z dwóch linii: %K oraz jej średniej %D. Teoretycznie %K jest gorsze od RSI, gdyż jego konstrukcja opiera się na dwóch skrajnych wartościach ceny w pewnym okresie, co może prowadzić do wielu błędnych sygnałów. Istnienie trendów samo w sobie kreuje kolejne maksima albo minima. Mało sugestywne jest więc założenie, że dwie skrajne wartości ceny z niedalekiej przeszłości będą mieć znaczenie dla fluktuacji w niedalekiej przyszłości, gdy trwa trend. Mimo wszystko, jeśli wielu uczestników używa tego narzędzia, może zadziałać na zasadzie samospełniającej się przepowiedni. Z pewnością STS pomocny może być w sytuacji, gdy trend jest horyzontalny. Należy również dodać, że dość przekonująca jest uśredniona linia K, czyli D, która może zastępować wstęgę Bollingera.
Analitycy techniczni na co dzień, bez zastanowienia, używają tzw. oscylatora stochastycznego. My się jednak przyjrzymy bardziej szczegółowo znaczeniu tego narzędzia. Najpierw poznamy definicję słów tworzących tę nazwę.
Oscylator - układ fiz. (mech., elektr.), wykonujący drgania wokół położenia równowagi trwałej(http://encyklopedia.pwn.pl)
Proces stochastyczny - rodzina zmiennych losowych określonych na pewnej przestrzeni probabilistycznej o wartościach w pewnej przestrzeni mierzalnej (op. cit. http://pl.wikipedia.org/wiki/Proces_stochastyczny).
Tak więc, oscylator stochastyczny (Stochastic - STS) jest narzędziem wykrywającym losowe wahania zmiennej wokół poziomu równowagi.
Na marginesie dodam, że niestety w analizie technicznej tworzone są pojęcia mieszające się ze sobą, które stają się pogmatwane. Na przykład J.J. Murphy w "Analizie technicznej rynków finansowych" dokładnie omawia różne typy oscylatorów i jednym z nich jest oscylator stochastyczny. Jest dla mnie nieporozumieniem nazywanie jednego oscylatora stochastycznym a innych nie. W zasadzie wszystkie oscylatory analizy technicznej są stochastyczne, gdyż analiza techniczna opiera się na statystyce. Kogo bowiem obchodzi, że jakiś autor nazwał swój wskaźnik tak a nie inaczej? Gdyby tak miało być w matematyce, to ta dziedzina kompletnie by się załamała pod ciężarem niejednolitości i niejednoznaczności. Analiza techniczna w obecnej formie jest zdecydowanie niedoskonała. Paradoksalnie właśnie przez to ma wielu zwolenników, bo przecież każdy wskaźnik może być interpretowany na własny sposób.
"Wskaźnik STS bazuje na spostrzeżeniu, że podczas trendów wzrostowych ceny zamknięcia kształtują się na ogół blisko górnej granicy swych wahań, zaś w trendach spadkowych zbliżają się do dolnej granicy tego zakresu. W tym oscylatorze używa się dwóch linii- %K i %D." (http://pl.wikipedia.org/wiki/Oscylator_stochastyczny).
Wzór na linię %K:
Murphy za x wstawia 14.
%D to 3-okresowa średnia linii %K
2. Interpretacja
Interpretacja pozostaje podobna jak w przypadku RSI: stosuje się zarówno pojęcie poziomu wykupienia/wyprzedania, jak i dywergencji. Zauważmy, że gdy ostatnia cena zamknięcia będzie się zbliżać do maksimum, ułamek będzie dążył do 1 (100%). Gdy cena będzie się zbliżać do minimum, ułamek będzie dążył do 0. Za poziom wykupienia najczęściej bierze się 80, za poziom wyprzedania 20. Większy zasięg poziomów niż dla RSI wynika z tego, że STS jest zbyt wrażliwy na zmiany, co wynika z jego konstrukcji.
Ponadto w interpretacji uwzględnia się dodatkowo linię %D, czego nie ma w metodzie RSI; Murphy pisze nawet, że %D jest ważniejsza od %K. Jeśli została utworzona dywergencja pomiędzy ceną akcji a linią %D (tzn. cena akcji i %D średnio rzecz biorąc zachowują się przeciwnie), wówczas "sygnał kupna lub sprzedaży pojawia się w chwili, gdy szybsza linia K przecina wolniejszą linię D" (J.J. Murphy, ibidem, s. 216).
3. Różnica pomiędzy STS a RSI
Różnica pomiędzy STS a RSI polega po pierwsze na tym, że we wzorze STS występują nie zmiany ceny, ale jej konkretne wartości: ostatnia cena zamknięcia, najniższa i najwyższa cena w danym okresie. Dlatego właśnie zakres wahań jest przedstawiony jako różnica zmiennych (tutaj cen) a nie suma (zmian cen), co było słuszne dla RSI. Po drugie %K w przeciwieństwie do RSI nie opiera się w ogóle na średnich, co znaczy przyjęcie założenia, że same ceny mają wpływ na przyszłość. RSI okazuje się bardziej stochastyczny niż STS!
4. Czy to ma sens?
Aby rozwiązać powyższy problem, w metodzie STS stosuje się uśrednioną linię %K, czyli %D, choć ta ostatnia to nic innego jak wygładzenie linii %K. W końcu łączy się obydwie linie - jeżeli K przecina od dołu rosnącą linię D, możemy się spodziewać zwyżki kursu, jeśli K przecina od góry opadającą D - zniżki. W tej konstrukcji nie ma niczego zaczarowanego. W analizie technicznej uznaje się, że jeśli szybszy wskaźnik przecina w danym kierunku wolniejszy, to znaczy, że powstaje lub umacnia się dany trend. Przyjmuje się konwencję, że, statystycznie rzecz biorąc, jeśli wolniejsza średnia wskaźnika podąża w danym kierunku, a sam wskaźnik ją przecina, to znaczy, że sam "chce iść" w tym kierunku (coś na zasadzie siły bezwładności). Należy jednak pamiętać, że wszelkie określenia, jak "chce iść" są personifikacją stworzoną dla potrzeb intuicyjnego zrozumienia zagadnień, które w rzeczywistości są suchą analizą statystyczną.
Czysty statystyk prawdopodobnie pogardziłby STS i jego interpretacją. Co to za proces stochastyczny, który przyjmuje za wiarygodne konkretne wartości zmiennej losowej? Linia %D nieco poprawia tę sytuację, ale przecież w interpretacji K ma przebijać D. Z drugiej strony o punkcie przebicia linii D przez K można myśleć nie jak o faktycznym punkcie, od którego umacnia się trend, lecz jak o pewnej reprezentacji umacniania się trendu.
Wspomnę tutaj o Tharpie i jego bardzo znanej książce "Giełda, wolność i pieniądze. Poradnik spekulanta". Tharp na początku swojej książki przedstawia obciążenia oceny sytuacji rynkowej, czyli heurystyki. Temat heurystyk jest długi i wkrótce go poruszę. Jedną z heurystyk jest złudzenie reprezentacji. "Ludzie zakładają, że, gdy coś ma reprezentować coś innego, jest ono w rzeczywistości tym, co reprezentuje".
Musimy więc zdystansować się do wiedzy, którą wtłaczają nam do głowy podręczniki analizy technicznej. Punkt przecięcia D i K powinien nas informować, że kurs akcji, indeks znajduje się w pewnym obszarze "prowzrostowym" ("prospadkowym"), to znaczy mającym tendencję do wzrostu (spadku). Tendencja wiąże się z pojęciem prawdopodobieństwa. Jeśli częstości historyczne wskazują na powtarzalność określonych schematów, prawdopodobieństwo ich pojawienia się wzrasta. Identycznie powinniśmy odnosić się do analogicznych postulatów AT, na przykład kiedy rosnący (spadający) kurs akcji przebija rosnącą (spadającą) średnią 15, 30 i 45-dniową, co winno świadczyć o formowaniu/wzmacnianiu trendu.
5. Podsumowanie.
STS stanowi narzędzie, które informuje o oscylacjach kursu pomiędzy poziomem minimum a maksimum danego okresu. Składa się z dwóch linii: %K oraz jej średniej %D. Teoretycznie %K jest gorsze od RSI, gdyż jego konstrukcja opiera się na dwóch skrajnych wartościach ceny w pewnym okresie, co może prowadzić do wielu błędnych sygnałów. Istnienie trendów samo w sobie kreuje kolejne maksima albo minima. Mało sugestywne jest więc założenie, że dwie skrajne wartości ceny z niedalekiej przeszłości będą mieć znaczenie dla fluktuacji w niedalekiej przyszłości, gdy trwa trend. Mimo wszystko, jeśli wielu uczestników używa tego narzędzia, może zadziałać na zasadzie samospełniającej się przepowiedni. Z pewnością STS pomocny może być w sytuacji, gdy trend jest horyzontalny. Należy również dodać, że dość przekonująca jest uśredniona linia K, czyli D, która może zastępować wstęgę Bollingera.
Labels:
analiza techniczna,
oscylator stochastyczny,
RSI
piątek, 19 czerwca 2009
Sprzedać czy nie sprzedać
Długo zastanawiałem się, czy sprzedać INGBSK. Z jednej strony RSI pokazuje stan wykupienia akcji. Na marginesie dodam, że zdaniem J.J. Murphy'ego "pierwsze pojawienie się oscylatora w strefie wykupienia lub wyprzedania jest zwykle tylko ostrzeżeniem. Sygnałem wymagającym szczególnej uwagi jest drugie wejście oscylatora w tę niebezpieczną strefę." Poniższy wykres pokazuje, że obecnie mamy do czynienia z drugą fazą. Z drugiej strony kurs wreszcie przebił długookresowy trend spadkowy.
Niby trend jest ważniejszy, ale właśnie - paradoksalnie - to on powoduje duże straty spekulantów. Ostatni 3,5-miesięczny trend nie był spokojny, jednolity. Gdzieś w połowie tego okresu nachylenie wzrostu nagle wzrosło. Gwałtowne wzrosty powodują gwałtowne spadki. Oto przykłady kursu ING z bliższej i dalszej przeszłości, począwszy od końca hossy 2007:
Wczoraj okazałem się zachłanny, chcąc dziś sprzedać ING po 365. Kurs otworzył się na 359 i dalej spadał. Dziś więc wydałem na jutro polecenie sprzedaży za 359.
Moje wątpliwości nie polegają na tym, że ING spadnie, bo tego jestem niemal pewien, ale na tym, że spadek może być krótki ze względu na przebicie linii trendu niedźwiedzia.
Oczywiście nie byłoby problemu, gdyby nie koszty transakcyjne. Nie ma sensu sprzedawać tylko dlatego, że się oczekuje chwilowych spadków. Nie ma wątpliwości, że decyzja o momencie sprzedaży jest dużo trudniejsza niż o momencie kupna.
Pomyślałem więc o teorii wyjaśniającej, dlaczego niektóre wskaźniki, jak RSI lepiej sygnalizują kupno niż sprzedaż (o kilka punktów procentowych). Być może gracze mniej chętnie sprzedają akcje ze względu na koszty transakcyjne. Gdy kupują akcje, to wchodzą na rynek z konkretnym celem zarabiania i prowizję wliczają w koszty inwestycji. Ale gdy już posiadają akcje i widzą, że ceny ciągle rosną, działają zgodnie ze schematem: "Pozwalam zyskom rosnąć" i tak szybko nie wychodzą z rynku, pomimo oznak przesilenia, gdyż nie chcą płacić niepotrzebnie prowizji maklerskich. Powoduje to, że albo granice wykupienia i wyprzedaży są asymetryczne: wyprzedaż w okolicy 30%, wykupienia powyżej 70%, na przykład 80-85%, albo - tak jak pisze Murphy - realne spadki dokonują się po dotarciu RSI kilka razy z rzędu w strefę wykupienia 70.
Gdyby przyjąć poziom 80 jako poziom wykupienia, to faktycznie ING powinienem dalej trzymać. Ale swoją koncepcję powinienem najpierw zweryfikować na podstawie częstości sygnałów z przeszłości, a potem decydować. Patrząc na oko, kalibracja przedziałem 80-85 daje dość dobre rezultaty, filtrując błędne sygnały sprzedaży. Gdyby jednak przyjąć, że RSI musi kilka razy pokonać wartość 70, to już powinienem się zastanawiać nad sprzedażą. Mimo wszystko zaryzykuję i sprzedam (stopa zwrotu ok. 60% w 2 miesiące to nie jest źle).
Niby trend jest ważniejszy, ale właśnie - paradoksalnie - to on powoduje duże straty spekulantów. Ostatni 3,5-miesięczny trend nie był spokojny, jednolity. Gdzieś w połowie tego okresu nachylenie wzrostu nagle wzrosło. Gwałtowne wzrosty powodują gwałtowne spadki. Oto przykłady kursu ING z bliższej i dalszej przeszłości, począwszy od końca hossy 2007:
Wczoraj okazałem się zachłanny, chcąc dziś sprzedać ING po 365. Kurs otworzył się na 359 i dalej spadał. Dziś więc wydałem na jutro polecenie sprzedaży za 359.
Moje wątpliwości nie polegają na tym, że ING spadnie, bo tego jestem niemal pewien, ale na tym, że spadek może być krótki ze względu na przebicie linii trendu niedźwiedzia.
Oczywiście nie byłoby problemu, gdyby nie koszty transakcyjne. Nie ma sensu sprzedawać tylko dlatego, że się oczekuje chwilowych spadków. Nie ma wątpliwości, że decyzja o momencie sprzedaży jest dużo trudniejsza niż o momencie kupna.
Pomyślałem więc o teorii wyjaśniającej, dlaczego niektóre wskaźniki, jak RSI lepiej sygnalizują kupno niż sprzedaż (o kilka punktów procentowych). Być może gracze mniej chętnie sprzedają akcje ze względu na koszty transakcyjne. Gdy kupują akcje, to wchodzą na rynek z konkretnym celem zarabiania i prowizję wliczają w koszty inwestycji. Ale gdy już posiadają akcje i widzą, że ceny ciągle rosną, działają zgodnie ze schematem: "Pozwalam zyskom rosnąć" i tak szybko nie wychodzą z rynku, pomimo oznak przesilenia, gdyż nie chcą płacić niepotrzebnie prowizji maklerskich. Powoduje to, że albo granice wykupienia i wyprzedaży są asymetryczne: wyprzedaż w okolicy 30%, wykupienia powyżej 70%, na przykład 80-85%, albo - tak jak pisze Murphy - realne spadki dokonują się po dotarciu RSI kilka razy z rzędu w strefę wykupienia 70.
Gdyby przyjąć poziom 80 jako poziom wykupienia, to faktycznie ING powinienem dalej trzymać. Ale swoją koncepcję powinienem najpierw zweryfikować na podstawie częstości sygnałów z przeszłości, a potem decydować. Patrząc na oko, kalibracja przedziałem 80-85 daje dość dobre rezultaty, filtrując błędne sygnały sprzedaży. Gdyby jednak przyjąć, że RSI musi kilka razy pokonać wartość 70, to już powinienem się zastanawiać nad sprzedażą. Mimo wszystko zaryzykuję i sprzedam (stopa zwrotu ok. 60% w 2 miesiące to nie jest źle).
Labels:
analiza techniczna,
RSI,
wskaźniki
czwartek, 28 maja 2009
RSI w praktyce
W poprzednim wpisie opisałem RSI teoretycznie. Powstaje pytanie, jak teoria się sprawdza w rzeczywistości. Oto wykres kursu spółki, którą sam posiadam w portfelu i jego RSI:
Kupiłem ING za ok. 225 zł i trochę przypadkowo trafiłem na potężny wzrost. Nie sądziłem, że ta spółka aż tak szybko pójdzie w górę.
Jak widać z wykresu 14-dniowy RSI dość dobrze prognozuje kierunek. Na przedstawionym wykresie na ok. 15 sygnałów kupna, 9-10 daje poprawny sygnał, czyli powiedzmy 63%. Sygnały sprzedaży podobnie - 60% (ok. 9 na 15). Czy jednak ten wykres jest reprezentatywny? Weźmy wcześniejsze lata:
Drugi wykres jest sporo wcześniejszy. Wyniki już gorsze, na ok. 21 sygnałów kupna, 12 poprawnych sygnałów, czyli 57%. Dla sygnałów sprzedaży jeszcze gorzej, ok. 50%.
Gdyby wziąć średnią z rozpatrywanych dwóch różnych okresów, dostalibyśmy 60% poprawnych sygnałów kupna. Jednak sygnały sprzedaży to tylko 55%. W sumie sygnały sprzedaży znajdują się na granicy losowości. Po uśrednieniu całkowity sygnał to ok. 57,5% poprawności.
Oczywiście istnieje pewna doza subiektywizmu sygnałów, ale przyjąłem, że prawidłowy sygnał dotyczy co najmniej kilku dni naprzód.
Kilka uwag. Po pierwsze przyjąłem autorytarnie liczbę 14, choć stosuje się też inne kryteria - ta liczba jest najpopularniejsza. I wydaje się, że coś w tym jest, gdyż 7-dniowy RSI daje trochę częściej fałszywe sygnały. J. Czekaj, M. Woś i J. Żarnowski w "Efektywności giełdowego rynku akcji w Polsce" badają różne metody analizy technicznej, w tym RSI. Ich badania obejmują lata 1994-2000, a więc bardzo młody polski rynek giełdowy. Według autorów optymalnym parametrem metody RSI jest właśnie liczba 14 (dni, miesięcy). Dodam jeszcze przeciętna miesięczna stopa zwrotu metodą RSI wyniosła 1,55%, podczas gdy strategia porównawcza "kup i trzymaj" tylko 0,8%. Autorzy uwzględniają prowizję maklerską w wysokości 0,3%. Oznacza to, że metoda RSI przyniosła prawie dwukrotnie większą stopę zwrotu niż metoda losowa. Liczba spółek z poprawą równa się 26/32, ale autorzy są wstrzemięźliwi, gdyż uznają, że liczba spółek ze statystycznie istotną poprawą wynosi 0. Jest to moim zdaniem stwierdzenie subiektywne, pokazujące stosunek autorów do możliwości prognozowania giełdy: są to akademicy na siłę starający się udowodnić efektywność rynku kapitałowego, czyli przypadkowość fluktuacji kursów.
Po drugie przyjąłem, że poziom wyprzedania i wykupienia rynku wynosi odpowiednio 30 i 70. Kryteria te nie mają podstaw teoretycznych, a jedynie wynikają z obserwacji analityków. Być może kryteria powinny się zmieniać, aby wyniki były lepsze.
Po trzecie przyjmuje się, że RSI opiera się na średniej wykładniczej. Wynika to z założenia, że zdarzenia niedawne mają większy wpływ niż zdarzenia dawniejsze. Jeśli jednak występuje co kilka, kilkanaście dni pewien cykl, to wcześniejsze zdarzenia będą miały większą wagę niż niedawne. Jednak wykrycie okresu cykli jest trudne do realizacji.
Po czwarte RSI nie działa doskonale, gdyby patrzeć jedynie na sygnały strzałek. Ale niskie poziomy RSI rzeczywiście poprawnie prognozują wzrosty, a wysokie - spadki.
Po piąte, oglądając wykres przez pryzmat miesięcznych stóp zwrotu, obraz rynku się zmienia. Obejrzyjmy 14-miesięczne EMA, a więc także 14-miesięczne RSI. Wykres wygląda tak:
Ciekawe, że z punktu widzenia miesięcznych stóp zwrotu, warto kupować dziś ING. Dodatkowo przemawia za tym przebicie od dołu EMA przez kurs akcji.
Patrząc na wykres INGBSK od lipca 2007 trudno się oprzeć wrażeniu, że kurs spada zgodnie z określonym trendem i tej linii trendu statystycznie "nie chce" przebić (tylko raz przebił na krótko), a więc nie zachowuje się w sposób losowy. Linia trendu jak na razie stanowi silny opór.
Pokazuje to przed jakimi trudnościami stają analitycy techniczni. Jedni będą patrzeć na miesięczne stopy zwrotu, inni na dzienne. Wielu nieznających się na analizie technicznej uważa, że to ezoteryka, oparta na subiektywnych odczuciach. Jednak taka generalizacja jest niesprawiedliwa. Analiza techniczna opiera się na statystyce, nauce ścisłej. Najbardziej dyskusyjne są założenia, na jakich się opiera dany analityk.
Ja nie będę raczej ryzykował utratą zysku i myślę, że jeśli ING zacznie docierać znów do swojej granicy trendu i RSI będzie wykazywał stan wykupienia, dokonam sprzedaży. Jeśli jednak zacznie zawracać, wykazując cykl, sprzedam jeszcze w tym tygodniu. Oprę więc swoje założenia spekulacyjne na dziennych, a nie miesięcznych stopach zwrotu.
Kupiłem ING za ok. 225 zł i trochę przypadkowo trafiłem na potężny wzrost. Nie sądziłem, że ta spółka aż tak szybko pójdzie w górę.
Jak widać z wykresu 14-dniowy RSI dość dobrze prognozuje kierunek. Na przedstawionym wykresie na ok. 15 sygnałów kupna, 9-10 daje poprawny sygnał, czyli powiedzmy 63%. Sygnały sprzedaży podobnie - 60% (ok. 9 na 15). Czy jednak ten wykres jest reprezentatywny? Weźmy wcześniejsze lata:
Drugi wykres jest sporo wcześniejszy. Wyniki już gorsze, na ok. 21 sygnałów kupna, 12 poprawnych sygnałów, czyli 57%. Dla sygnałów sprzedaży jeszcze gorzej, ok. 50%.
Gdyby wziąć średnią z rozpatrywanych dwóch różnych okresów, dostalibyśmy 60% poprawnych sygnałów kupna. Jednak sygnały sprzedaży to tylko 55%. W sumie sygnały sprzedaży znajdują się na granicy losowości. Po uśrednieniu całkowity sygnał to ok. 57,5% poprawności.
Oczywiście istnieje pewna doza subiektywizmu sygnałów, ale przyjąłem, że prawidłowy sygnał dotyczy co najmniej kilku dni naprzód.
Kilka uwag. Po pierwsze przyjąłem autorytarnie liczbę 14, choć stosuje się też inne kryteria - ta liczba jest najpopularniejsza. I wydaje się, że coś w tym jest, gdyż 7-dniowy RSI daje trochę częściej fałszywe sygnały. J. Czekaj, M. Woś i J. Żarnowski w "Efektywności giełdowego rynku akcji w Polsce" badają różne metody analizy technicznej, w tym RSI. Ich badania obejmują lata 1994-2000, a więc bardzo młody polski rynek giełdowy. Według autorów optymalnym parametrem metody RSI jest właśnie liczba 14 (dni, miesięcy). Dodam jeszcze przeciętna miesięczna stopa zwrotu metodą RSI wyniosła 1,55%, podczas gdy strategia porównawcza "kup i trzymaj" tylko 0,8%. Autorzy uwzględniają prowizję maklerską w wysokości 0,3%. Oznacza to, że metoda RSI przyniosła prawie dwukrotnie większą stopę zwrotu niż metoda losowa. Liczba spółek z poprawą równa się 26/32, ale autorzy są wstrzemięźliwi, gdyż uznają, że liczba spółek ze statystycznie istotną poprawą wynosi 0. Jest to moim zdaniem stwierdzenie subiektywne, pokazujące stosunek autorów do możliwości prognozowania giełdy: są to akademicy na siłę starający się udowodnić efektywność rynku kapitałowego, czyli przypadkowość fluktuacji kursów.
Po drugie przyjąłem, że poziom wyprzedania i wykupienia rynku wynosi odpowiednio 30 i 70. Kryteria te nie mają podstaw teoretycznych, a jedynie wynikają z obserwacji analityków. Być może kryteria powinny się zmieniać, aby wyniki były lepsze.
Po trzecie przyjmuje się, że RSI opiera się na średniej wykładniczej. Wynika to z założenia, że zdarzenia niedawne mają większy wpływ niż zdarzenia dawniejsze. Jeśli jednak występuje co kilka, kilkanaście dni pewien cykl, to wcześniejsze zdarzenia będą miały większą wagę niż niedawne. Jednak wykrycie okresu cykli jest trudne do realizacji.
Po czwarte RSI nie działa doskonale, gdyby patrzeć jedynie na sygnały strzałek. Ale niskie poziomy RSI rzeczywiście poprawnie prognozują wzrosty, a wysokie - spadki.
Po piąte, oglądając wykres przez pryzmat miesięcznych stóp zwrotu, obraz rynku się zmienia. Obejrzyjmy 14-miesięczne EMA, a więc także 14-miesięczne RSI. Wykres wygląda tak:
Ciekawe, że z punktu widzenia miesięcznych stóp zwrotu, warto kupować dziś ING. Dodatkowo przemawia za tym przebicie od dołu EMA przez kurs akcji.
Patrząc na wykres INGBSK od lipca 2007 trudno się oprzeć wrażeniu, że kurs spada zgodnie z określonym trendem i tej linii trendu statystycznie "nie chce" przebić (tylko raz przebił na krótko), a więc nie zachowuje się w sposób losowy. Linia trendu jak na razie stanowi silny opór.
Pokazuje to przed jakimi trudnościami stają analitycy techniczni. Jedni będą patrzeć na miesięczne stopy zwrotu, inni na dzienne. Wielu nieznających się na analizie technicznej uważa, że to ezoteryka, oparta na subiektywnych odczuciach. Jednak taka generalizacja jest niesprawiedliwa. Analiza techniczna opiera się na statystyce, nauce ścisłej. Najbardziej dyskusyjne są założenia, na jakich się opiera dany analityk.
Ja nie będę raczej ryzykował utratą zysku i myślę, że jeśli ING zacznie docierać znów do swojej granicy trendu i RSI będzie wykazywał stan wykupienia, dokonam sprzedaży. Jeśli jednak zacznie zawracać, wykazując cykl, sprzedam jeszcze w tym tygodniu. Oprę więc swoje założenia spekulacyjne na dziennych, a nie miesięcznych stopach zwrotu.
Czym jest RSI?
Każdy podręcznik analizy technicznej opisuje wskaźnik siły względnej, RSI. John J. Murphy w "Analizie technicznej rynków finansowych" przedstawia następujący na niego wzór:
Za średnią wartość zmian cen zamknięcia z x dni często przyjmuje się średnią wykładniczą, EMA. Nazwę odpowiednio EMA ze wzrostu cen EMA(U) oraz ze spadku cen EMA(D). Mamy więc wzór:
RSI = 100 - 100/(1+(EMA(U)/EMA(D)).
Liczbę 100 można wyciągnąć przed nawias i potraktować jako zmianę ułamka na procent. Dlatego liczbę 100 pominę. Takie wyrażenie przekształcamy:
RSI = 1 - 1/[(EMA(D)+EMA(U))/EMA(D)] =
RSI = 1 - EMA(D)/(EMA(D)+EMA(U)) =
RSI = (EMA(D) + EMA(U) - EMA(D))/(EMA(D)+EMA(U)) =
RSI = EMA(U)/[(EMA(D)+EMA(U)]
Czyli RSI po prostu mówi, jaką część sumy dwóch średnich wykładniczych wzrostów oraz spadków EMA(U)+EMA(D) stanowi średnia wykładnicza wzrostu EMA(U). Zauważmy, że suma uśrednionych wzrostów i spadków oznacza zakres zmian (całość jest dodatnia). A czym jest zakres zmian? Zakres pokazuje kanał, w jakim porusza się kurs (lub stopa zwrotu). Szerszy kanał oznacza, że kurs ma większą możliwość zmian. Zatem mianownik EMA(D)+EMA(U) oznacza zakres wahań kursu, otrzymujemy zatem średnie odchylenie absolutne. A więc po co tak utrudniać wzorami, skoro ten wyprowadzony jest intuicyjnie prostszy?
Skoro licznik pokazuje wykładniczo uśrednioną zmianę ceny (co oznacza że teraźniejszość jest istotniejsza niż przeszłość) a mianownik uśrednioną sumę wahań cen, to wydaje się, że jednoczesna obserwacja kursu i RSI powinna pomóc w określeniu poziomu wykupienia lub wyprzedania rynku.
Generalnie uważa się, że kurs zbliża się do tzw. poziomu wykupienia, gdy RSI przewyższa wartość 70. Prognozuje to nadchodzące spadki na giełdzie. Kurs zbliża się do poziomu wyprzedania, gdy RSI spada poniżej 30. Prognozuje to nadchodzące wzrosty na giełdzie. Jeśli jednak trend kursu ma określony kierunek północny lub południowy, to RSI pomaga w określeniu jedynie krótko- lub średnioterminowej tendencji kursu.
Jednak poziom 70 i 30 jest dość subiektywny.
Bardziej obiektywną interpretacją RSI jest tzw. dywergencja, to znaczy sytuacja, gdy wskaźnik zachowuje się rozbieżnie w stosunku do ceny instrumentu finansowego. Załóżmy, że mamy trend rosnący. Kurs nadal rośnie, osiąga kolejne maksima, ale RSI choć podąża za kursem, osiąga kolejne minima. Może tak się zdarzyć przede wszystkim w sytuacji, gdy ceny coraz silniej spadają (mianownik RSI rośnie). Po pierwsze rynek traci impet, brakuje kapitału (gracze "tracą energię"). Po drugie, jeśli wahania cen rosną, to znaczy, że rośnie niepewność uczestników rynku. Niepewność wiąże się z większym ryzykiem. Sprawi to, że część graczy odsunie się od papieru wartościowego i faktycznie nastąpi intensywny spadek jego ceny. Drugie wytłumaczenie więc polega na samospełniającej się przepowiedni.
Jeśli trend ceny jest spadkowy, również może powstać dywergencja. Aby do tego doszło, wzrosty muszą być coraz silniejsze (licznik RSI coraz wiekszy). Potencjał spadku spada, a gracze zaczynają wierzyć we wzrosty, które faktycznie się zaczynają.
Za średnią wartość zmian cen zamknięcia z x dni często przyjmuje się średnią wykładniczą, EMA. Nazwę odpowiednio EMA ze wzrostu cen EMA(U) oraz ze spadku cen EMA(D). Mamy więc wzór:
RSI = 100 - 100/(1+(EMA(U)/EMA(D)).
Liczbę 100 można wyciągnąć przed nawias i potraktować jako zmianę ułamka na procent. Dlatego liczbę 100 pominę. Takie wyrażenie przekształcamy:
RSI = 1 - 1/[(EMA(D)+EMA(U))/EMA(D)] =
RSI = 1 - EMA(D)/(EMA(D)+EMA(U)) =
RSI = (EMA(D) + EMA(U) - EMA(D))/(EMA(D)+EMA(U)) =
RSI = EMA(U)/[(EMA(D)+EMA(U)]
Czyli RSI po prostu mówi, jaką część sumy dwóch średnich wykładniczych wzrostów oraz spadków EMA(U)+EMA(D) stanowi średnia wykładnicza wzrostu EMA(U). Zauważmy, że suma uśrednionych wzrostów i spadków oznacza zakres zmian (całość jest dodatnia). A czym jest zakres zmian? Zakres pokazuje kanał, w jakim porusza się kurs (lub stopa zwrotu). Szerszy kanał oznacza, że kurs ma większą możliwość zmian. Zatem mianownik EMA(D)+EMA(U) oznacza zakres wahań kursu, otrzymujemy zatem średnie odchylenie absolutne. A więc po co tak utrudniać wzorami, skoro ten wyprowadzony jest intuicyjnie prostszy?
Skoro licznik pokazuje wykładniczo uśrednioną zmianę ceny (co oznacza że teraźniejszość jest istotniejsza niż przeszłość) a mianownik uśrednioną sumę wahań cen, to wydaje się, że jednoczesna obserwacja kursu i RSI powinna pomóc w określeniu poziomu wykupienia lub wyprzedania rynku.
Generalnie uważa się, że kurs zbliża się do tzw. poziomu wykupienia, gdy RSI przewyższa wartość 70. Prognozuje to nadchodzące spadki na giełdzie. Kurs zbliża się do poziomu wyprzedania, gdy RSI spada poniżej 30. Prognozuje to nadchodzące wzrosty na giełdzie. Jeśli jednak trend kursu ma określony kierunek północny lub południowy, to RSI pomaga w określeniu jedynie krótko- lub średnioterminowej tendencji kursu.
Jednak poziom 70 i 30 jest dość subiektywny.
Bardziej obiektywną interpretacją RSI jest tzw. dywergencja, to znaczy sytuacja, gdy wskaźnik zachowuje się rozbieżnie w stosunku do ceny instrumentu finansowego. Załóżmy, że mamy trend rosnący. Kurs nadal rośnie, osiąga kolejne maksima, ale RSI choć podąża za kursem, osiąga kolejne minima. Może tak się zdarzyć przede wszystkim w sytuacji, gdy ceny coraz silniej spadają (mianownik RSI rośnie). Po pierwsze rynek traci impet, brakuje kapitału (gracze "tracą energię"). Po drugie, jeśli wahania cen rosną, to znaczy, że rośnie niepewność uczestników rynku. Niepewność wiąże się z większym ryzykiem. Sprawi to, że część graczy odsunie się od papieru wartościowego i faktycznie nastąpi intensywny spadek jego ceny. Drugie wytłumaczenie więc polega na samospełniającej się przepowiedni.
Jeśli trend ceny jest spadkowy, również może powstać dywergencja. Aby do tego doszło, wzrosty muszą być coraz silniejsze (licznik RSI coraz wiekszy). Potencjał spadku spada, a gracze zaczynają wierzyć we wzrosty, które faktycznie się zaczynają.
Labels:
analiza techniczna,
RSI,
wskaźniki
Subskrybuj:
Posty (Atom)