piątek, 22 grudnia 2023

Wojny domowej nie będzie, ale sygnały przegrzania już są

PIS dostał świetny pretekst do robienia głośnej awantury i protestów ulicznych. Będzie chciał wywołać coś w rodzaju wojny domowej. Bo chociaż rząd ma moralną rację ws. mediów publicznych, to prawną rację ma prawdopodobnie PIS.* A w każdym razie ma silną broń, którą będzie cały czas grał i której koalicja rządowa i jej zwolennicy jeszcze nie doceniają.

Ta broń to nie granat. Nie będzie wojny domowej, ponieważ obrona mediów publicznych brzmi niewiarygodnie w ustach polityków PISu. Wszyscy widzieli jak to wyglądało, więc moralnie tu nie ma czego bronić. 

Ale nie będzie to też kapiszon. Ta afera będzie się powoli rozkręcać. Zauważmy, że PIS jest w takim szoku, że nawet nie nazywa tego aferą. Wszystko teraz zależy od władzy. Czy się nie zatrzyma w dalszej demolce, czy jednak będzie tonować emocje.

Dlaczego to jest ważne? Napisałem ostatnio kilka wpisów na temat ryzyka politycznego i wpływu demokratyczności na rynki kapitałowe. Im więcej demokratyczności, tym lepiej: wyższa stopa zwrotu i mniejsza zmienność. Bardziej demokratyczne kraje lepiej dogadują się z innymi, a przez to inwestorzy zagraniczni mają do nich większe zaufanie. Zresztą inwestorzy krajowi także będą mieć większe zaufanie do państwa. Wymiana dóbr i usług jest łatwiejsza, podobnie tworzenie wspólnych organizacji. 

Nawet jeśli na finanse spółki nie wpływają "demokratyczne wartości", to kanałem, który pośrednio te finanse powiąże będzie niższy koszt kapitału społecznego. Chociaż kapitał społeczny jest nienamacalny, to już większa płynność walorów staje się taka. Większe zaufanie inwestorów do spółki z jednej strony zachęca do większego zaangażowania, z drugiej zniechęca do szybkiego sprzedawania w przypadku gorszych wyników. Stąd niższemu kosztowi kapitału może towarzyszyć niższa zmienność.

Tymczasem oferta inwestowania w rynki zagraniczne bardzo wzrosła w ostatnich latach w Polsce. Jeżeli więc na tle innych krajów, poziom demokratyczności i praworządności spadają u nas, to stajemy się mniej atrakcyjni. 

Obecnie jesteśmy na etapie rozpoczęcia dyskontowania przejawów niepraworządności nowego rządu, który do niedawna sam siebie nazywał "opozycją demokratyczną". Inwestorzy jeszcze nie wiedzą, co o tym myśleć, ważą różne opinie. Ale myślę, że będzie miało to pewien wpływ na przyszłe tygodnie. 

Jeżeli będzie tak jak myślę, że rynek uzna obecną sytuację polityczną za wcale nie tak różową, jak na początku po wyborach, to nastąpi powrót do przeszłości. Nie sądzę jednak, żeby zniosło cały ruch od 17.10. Nie wiem czy ma to jakieś znaczenie, ale trzecia falka na WIG dotyka linii oporu od dołu.


Ci którzy używają AT również zauważą wysokie poziomy wskaźników (RSI itp.). Natomiast ekonometrycznie ARMA(0, 3) - optimum wg funkcji auto.arima z pakietu forecast w R - na kolejne dni / tygodnie sugeruje także spadki WIGu:

 


Pod koniec roku spodziewałbym się realizacji zysków, fundusze pewnie się szykują do tego.

.............................................................

* P. S.

20 grudnia 2023 przejdzie do historii jako brutalne przejęcie TVP przez nowy rząd. Chociaż nie jestem prawnikiem, to z mojej analizy wynika, że było to działanie niezgodne z Konstytucją. Już na etapie wyłożenia prawnych argumentów dostrzegam pewną niespójność. Z jednej strony rząd powołuje się na niekonstytucyjność niektórych przepisów ustawy o radiofonii i telewizji (dalej uRiT), z drugiej strony na kodeks spółek handlowych (ksh). Kłopot polega na tym, że w pierwszym przypadku to powołanie się na konstytucyjny przepis wymaga, aby to KRRiT odwołała zarząd TVP. Mówi nawet o tym dokładnie art. 26 RiT:

Do spółek wymienionych w ust. 2 i 3 stosuje się, z zastrzeżeniem art. 27–30 ustawy, przepisy Kodeksu spółek handlowych

Chodzi tu o spółki: Telewizja Polska oraz Polskie Radio. Stosujemy dla nich ksh, ale bez art. 27-30 uRiT. A właśnie art. 27 mówi o tym, kto powołuje i odwołuje członków zarządu. Art. 27 został częściowo uznany za niekonstytucyjny przez Trybunał Konstytucyjny w 2016 r. Problem polega na tym, że ten wyrok nie dotyczy pierwotnej ustawy z 1992 r., ale tej zmienionej przez PIS, który chciał, aby zarząd TVP wybierany był przez odpowiedniego ministra - jako pierwsza zmiana, a potem przez Radę Mediów Narodowych (RMN) - druga zmiana. Nowa koalicja rządowa uznała, że skoro ten przepis jest niezgodny z Konstytucją, to w ogóle nie istnieje. A przecież istnieje w pierwotnej wersji. W pierwotnej wersji to rada nadzorcza spółki powołuje i odwołuje zarząd. Z kolei radę nadzorczą powołuje i odwołuje zgodnie z art. 28 (bez jednego członka) KRRiT. W nowej wersji radę nadzorczą również miała wybierać i odwoływać RMN, co także było niekonstytucyjne. W konsekwencji za cały przebieg powoływania i odwoływania członków odpowiada KRRiT. Co więcej, a może właśnie dlatego, TK w swoim wyroku odwołuje się właśnie do tej pierwotnej wersji, która wymaga, aby to KRRiT powoływała i odwoływała zarząd.

Dlaczego więc PO było tak pewne, że nie łamie prawa? Gdyby się wczytać w ten wyrok TK, to zobaczymy, że nie jest tam napisane, że rząd nie może brać udziału w procesie powoływania i odwoływania zarządu. Jest jednak napisane, że wyłączenie KRRiT z tego procesu jest niekonstytucyjne. Załóżmy, że rząd prowadziłby rozmowy z KRRiT na ten temat. Gdyby dostał jakiś formalny dowód, że KRRiT bierze udział w tej procedurze, to miałby "podkładkę" pod zarzut bezprawnego przejmowania TVP i PR. Ale takiej podkładki nie miał.

Jednak lepszym, pewniejszym sposobem, byłoby odwołanie członków KRRiT. Nawet jeśli byłoby to możliwe, to zapewne zajęłoby to wiele miesięcy. A chodziło o czas.

NIK zarzucił niegospodarność i działania na szkodę spółki zarządowi TVP i zawiadomił prokuraturę (źródło). To kolejna przesłanka do zastosowania bezpośrednio ksh, ale jednocześnie pretekst do siłowego usunięcia zarządu i rady nadzorczej TVP.  Pomijając aspekt prawny działań prokuratury i rządu w tej sprawie, zwrócić należy uwagę na aspekt ekonomiczny. Celem mediów publicznych jest realizacja misji publicznej. W uRiT wymieniono dość precyzyjnie w punktach, co się rozumie przez misję publiczną. Wśród tych punktów nigdzie nie wymieniono celu zarobkowego. Na tym polega różnica przecież z mediami komercyjnymi. Co to oznacza? Że straty jakie ponosiła w ostatnich latach TVP same w sobie nie mogą stanowić przesłanki do zarzutu o niegospodarność i działanie na jej szkodę.  

Jedną z misji publicznych jest "służyć rozwojowi kultury, nauki i oświaty, ze szczególnym uwzględnieniem polskiego dorobku intelektualnego i artystycznego". Chociaż to zadanie wymieniono dopiero na piątym miejscu wśród tego, co powinny prezentować programy, to uważam go za jeden z najważniejszych, ponieważ właśnie wskazuje istotę różnicy między komercyjnymi mediami a publicznymi. Media publiczne powinny promować sztukę wyższą kosztem niższej oglądalności, a więc kosztem niższego zarobku z reklam.

Nie znaczy to, że NIK się myli. Bo zauważmy, że jeśli spółka komercyjna zarabia na reklamach pośrednio dostarczając rozrywkę, to ma racjonalne podstawy do wyższego wynagradzania swoich pracowników. Ale w takim razie telewizja publiczna, nie mając na celu maksymalizowania oglądalności, mniej zarabia na reklamach i analogicznie powinna mniej płacić pracownikom. To również oznacza, że należy dobierać innych ludzi - którym zależy mniej na bogaceniu się, a więcej na wypełnianiu misji. Jak dobierać takich ludzi? Właśnie jednym z "narzędzi" jest niższe wynagrodzenie. Pracownik w TVP powinien dostawać niskie, a nawet zaniżone wynagrodzenie na początku, aby sprawdzić czy zależy mu na wypełnianiu misji. Jeżeli nie przyjmie takiego stanowiska, to automatycznie sam się dyskwalifikuje. Dopiero po paru miesiącach powinien mieć zwiększone, jeśli okaże się wartościowy.

Trzeba tutaj zauważyć, że gdyby usunąć przychody z reklam, to hipotetyczna rynkowa wartość jednej akcji TVP czy PR nie musi być ujemna. Po pierwsze nie ma tu ryzyka bankructwa, co obniża koszt kapitału. Po drugie propagowanie kultury i sztuki wyższej może przynosić wymierne efekty w postaci wzrostu kapitału społecznego w dalekiej przyszłości. W jaki sposób? Może się sztuka (film, teatr, książka, audio) nie podobać, ale mimowolnie odbierana sprawia, że ludzie o niej dyskutują. Bo najgorsze co może być dla sztuki to ignorowanie jej. Ludzie rozmawiając o danej sztuce mogą rozpoznać u drugiej osoby podobne zainteresowania, podobny poziom wiedzy lub intelektu. W ten sposób mogą się poznawać i tworzyć wspólnoty. Jest to więc drugi obok religii sposób na wzmacnianie więzi i spójności społecznej, co przyspiesza komunikację. W języku makroekonomii powiedzielibyśmy, że zwiększa się szybkość obiegu pieniądza - a to podnosi dochód narodowy (przypominam wzór MV = PY => Y = (M/P)V , zob. ten art.). Media publiczne jako część struktury państwa mogą być traktowane jako kanał prowzrostowy w modelu międzyokresowym z daleką przyszłością. 

Ale patrząc tylko metodą kasową, oczywiście dostaniemy podmiot gospodarczo nieefektywny. Stąd wielu wolnorynkowców uważa, że TVP powinno się sprywatyzować. Jest to zła droga (w teorii gier jest to dokładnie studiowane). Stosowanie skrótów myślowych w stylu: mają straty, więc muszą zostać ukarani albo sprywatyzowani, nie bierze pod uwagę potencjału mediów publicznych. Natomiast zarządzanie spółką to zupełnie inna sprawa.

czwartek, 7 grudnia 2023

Czy opozycja demokratyczna chce wykończyć giełdę?

Z pewną żenadą oglądam, to co wyprawia tzw. opozycja demokratyczna ws. Orlenu. Nałożenie parapodatku "za nadmiarowe zyski" to jedno, ale jego uzasadnianie to zwykły bełkot i populizm w jednym. Słyszymy, że Orlen musi zapłacić za to, że jako monopolista zawyżał ceny paliw. Że to stąd tak duże zyski  "kosztem społeczeństwa" (jakby wcześniej nie były). To pytanie, dlaczego Jacek Krawiec, prezes Orlenu za czasów PO, twierdzi, iż 

dobre wyniki finansowe Orlenu wynikają po części z przyłączenia do spółki PGNiG, Lotosu i Energi, a po części z długofalowych efektów polityki poprzednich zarządów „z których Orlen dzisiaj spija śmietankę” (źródło).

W wywiadzie dla rp.pl z końca września tego roku Krawiec potwierdza, że pod koniec 2022 Orlen pobierał zbyt dużą marżę, ale zostało to wyrównane w 2023, kiedy spadła ona poniżej opłacalności biznesu (źródło). W sumie więc nie można oskarżać spółki o zawyżanie cen, patrząc całościowo. 

Kolejny problem świadczący o schizofrenii niektórych polityków: skoro Orlen miał te nadmiarowe zyski, to dlaczego kurs akcji nie odzwierciedla tego (nie rósł w okresie 2022-2023)? Aha, bo zysk na akcję w 2022 nie wzrósł o żadne setki procent, a jedynie o 11%. Dla przypomnienia inflacja wyniosła w tamtym roku prawie 17% (zob. GUS).

W zasadzie to winą za niski kurs Orlenu odpowiada bardziej KO niż PIS i Obajtek. Nie chodzi jednak o tę nieszczęsną składkę. Dlaczego? Bo ona już dawno była w cenie. Ostatni spadek Orlenu miał charakter czysto psychologiczny. Dlatego właśnie teraz mamy powrót do poprzednich poziomów. Nastąpiła całkowita redukcja szaleństwa z 16.10., kiedy Orlen poszybował o 8,5%. 

Rynek po prostu sobie przypomniał. O czym? O tym. O tym, że PO nauczyło się od PISu populizmu i demagogii. Przypomnijmy parę wydarzeń:


W 2022 r. politycy PO twierdzili, że PKN nie powinien w ogóle zarabiaćPOpuliści do dziś nie usunęli tego wpisu na twitterze:



Pomijam tu jeszcze jedną kwestię, mianowicie już w lutym 2023 spółka poinformowała o przeznaczeniu 14 mld zł na zamrożenie cen gazu (źródło), chociaż nawet ten fakt politycy  "opozycji rządzącej" wykorzystują do zaatakowania spółki (skoro raz zapłaciła, dlaczego nie może drugi raz?! A może dopłaci kolejne 15 mld?). 

W różnych wywiadach z politykami KO i Trzeciej Drogi słyszę, że konieczne jest, aby spółkami zarządzali ludzie kompetentni, menedżerowie, a nie politycy. Pełna zgoda. Tylko że to powinno także odnosić się do nich samych, a więc nie powinni wypowiadać się na tematy, na których się nie znają. Bo potem mamy taką sytuację, że ludzie wierzą w te banialuki o nadmiarowych zyskach i że nałożenie podatku to dobry pomysł. I gdyby udziały Orlenu w 100% należały do Skarbu Państwa, ewentualnie częściowo do zarządzających / polityków, to może i jeszcze dałoby się obronić ten pomysł. Ale wiadomo, że 50% należy do prywatnych podmiotów. Co więcej, wiele funduszy trzyma w portfelu te akcje. Tak więc poprzez programy emerytalne, jak PPK, IKE itp. wszyscy przez to tracimy. Ale oczywiście tego ludzie nie widzą, stąd tak kusząca pokusa zagarnięcia nam pieniędzy - z przyszłości.

Czy było inne wyjście? Oczywiście, że było. Zdaje się, że inflacja spowodowała, że zadłużenie w stosunku do PKB nie przekracza 50%. Należało podnieść o tyle zadłużenie, aby opłacić zwyżki energii. Czyli te 30 mld na rok czy ile tam trzeba. Orlen wypracowane zyski inwestuje w przemysł energetyczny, którego rozwój jest przecież obecnie uważany za priorytet. Zakładam, że zbuduje elektrownie, które zaspokoją zapotrzebowanie na energię dla całego kraju. Oznacza to spadek kosztów energii w długim okresie czasu. Spadek kosztów pozwoli spłacić owe dodatkowe zadłużenie wraz z odsetkami. Wydaje się, ze w takich warunkach nie należy Orlenu "prywatyzować", ponieważ, aby strategia, którą przedstawiłem, powiodła się, państwo musi kontrolować politykę dywidend, a te będą służyć do spłaty zadłużenia z odsetkami. (Widzimy więc, że nawet gdyby Orlen należał w całości do państwa, podatek nie byłby wcale świetnym pomysłem). Czy politycy tworzący wkrótce nowy rząd w ogóle to rozumieją? W trudnych czasach nowa władza nie powinna już na samym początku okazywać pogardy inwestorom, ignorować racjonalne i długoterminowe cele państwa i koncentrować się tylko na doraźnych celach (czyli w tym wypadku PIS ma rację, krytykując za tę składkę). Doprowadzić to może do powrotu braku zaufania giełdy w państwo lub po prostu złego nastawienia do polskiego rynku (skoro sięgnęli już po windfall tax u jednego dużego, to czemu nie u innego?).