wtorek, 12 marca 2024

Tuskowy efekt flagi to kiepska taktyka

Ostatnie 2 tygodnie charakteryzowały się po raz kolejny swego rodzaju dywergencją między polską giełdą a S&P 500, DAX-em i CAC40:


WIG spada, reszta rośnie. Analitycy raczej nie zauważyli przyczyny takiego stanu rzeczy. Z dużym prawdopodobieństwem przyczyną były wypowiedzi rządu, w szczególności D. Tuska na temat zagrożenia ze strony Rosji.

Jest zadziwiające, że media w ogóle nie biorą pod uwagę możliwości, że straszenie Tuska wojną z Rosją w ostatnich tygodniach może mieć źródło w nadchodzących wyborach. Dziennikarze i publicyści bezkrytycznie poddają się tej narracji jak małe dzieci. Tusk zapewne opracował sobie taktykę, że będzie straszył tylko do pewnego stopnia, aby nie wywołać paniki, ale to paradoksalnie działa na media niczym scena w horrorze, w której niby nic się nie dzieje, ale każdy wie, że zaraz coś się wydarzy, co wywołuje automatycznie napięcie i strach. Niby wywoływanie strachu ma komercyjny sens, ale widząc co mówią i jak się dziennikarze zachowują, to można odnieść wrażenie, że naprawdę w to wierzą, że za chwilę Rosja zaatakuje Polskę. Wspólna wyprawa Dudy i Tuska do Białego Domu podgrzewa całą atmosferę. 

Może najpierw parę faktów. Wiele miesięcy przed wojną USA ostrzegało świat przed atakiem Rosji na Ukrainę. Obecnie żadnych tego typu informacji nie ma, a wręcz przeciwnie - właśnie powstał raport amerykańskiego wywiadu na temat zagrożenia ze strony Rosji. Jak czytamy "Rosja prawie na pewno nie chce bezpośredniego konfliktu zbrojnego z USA i NATO" (link). Pełen raport znajdziemy tutaj i tam na str. 14 pada to zdanie. Zauważmy, że jak tylko informacja o tym raporcie się pojawiła, WIG gwałtownie odbił.

Z tym efektem flagi jest jednak kłopot. Bo po pierwsze jest to reakcja krótkoterminowa, a po drugie po silnej reakcji w górę, często następuje silny spadek w dół. PO nie będzie w stanie utrzymać społeczeństwa w takim pół-napięciu, więc będzie musiała albo zwiększyć "dawkę", albo zacząć akcję uspokajania.

Ale czy to w ogóle ma sens? Seo i Horiuchi zbadali wpływ militarnych sporów na poparcie liderów w 27 krajach między 2008 a 2014. Okazuje się, że przywódcy państw, które bronią się przed obcą agresją, nie odczuwają żadnej zmiany w poparciu społecznym, podczas gdy ci, którzy inicjują konflikty ofensywne, spotykają się z negatywną reakcją opinii publicznej. Poniższy rysunek z przytoczonej pracy przedstawia dokładniej te wyniki:


Kraj broniący się przed agresją jest po lewej. Poparcie na plus praktycznie się nie zmienia, ale dezaprobata wzrasta o 1.09 pkt proc. Po prawej jest kraj agresora - poparcie dla lidera spada z każdej strony prawie o 3 pkty proc. Czerwony kolor oznacza, że wyniki są istotne statystycznie.

W bardzo krótkim terminie może nastąpić jednak mała poprawa, na co wskazuje to samo badanie (chociaż to zaledwie parę tygodni).

Polska byłaby więc po lewej. Chociaż są to wyniki nieistotne statystycznie, to mimo wszystko dezaprobata raczej wzrasta. 

Wynika z tego, że "efekt flagi" jest albo iluzoryczny, albo zbyt krótkoterminowy, żeby opierać na nim predykcje. Oryginalnie był on zauważony tylko dla USA, dokładniej dotyczył poparcia dla bieżącego prezydenta. W polskim systemie poparcie to dotyczyłoby więc premiera lub prezydenta. 

Gdyby chcieć zażartować, powiedziałbym, że obecna władza po prostu chce dokopać inwestorom: co wypowiedź, to jakieś tąpnięcie. To też pokazuje, jaką nieprzewidywalnością cechuje się giełda wbrew technikom. Pozytywnym sygnałem jest pojawienie się tego amerykańskiego raportu, który powinien doprowadzić do zaniku wspomnianej dywergencji.
 

Literatura:
Seo, T,, Horiuchi, Y., Natural Experiments of the Rally ’Round the Flag Effects Using Worldwide Surveys, Jan 2022.