niedziela, 18 grudnia 2016

Wolność mediów jest zła

Janusz Korwin-Mikke napisał na swoim blogu kilka lat temu w 2011 roku [1]:
"Jestem libertarianinem nie tylko w dziedzinie gospodarczej. Idę znacznie dalej: uważam, że człowiek powinien mieć prawo DZIAŁAĆ jak chce – byle nie szkodził innym – bo tylko on może ocenić, co jest dla niego dobre. Natomiast wcale nie uważam, że człowiek powinien mieć prawo GADAĆ, co chce… W każdym razie nie w mass mediach. Bo tam najczęściej szkodzi! Dlaczego?"

Ogólnie zgadzam się z tym stwierdzeniem, ale mam 4 zastrzeżenia, o których powiem.

Po pierwsze Korwin Mikke błędnie oddziela sferę idei od sfery gospodarczej. Mikke wprawdzie argumentuje ten podział, stwierdzając, że "nie istnieją „banki idej”, skąd za opłatą pobierałoby się ideę i sprzedawało ją komuś… Wtedy istotnie lepsza wypierałaby gorszą.". W rzeczywistości informacja to też jest dobro, które się kupuje i sprzedaje. Np. S. Hawking w książce "Krótka historia czasu" napisał we wprowadzeniu, że na początku ostrzegano go, że z każdym kolejnym wzorem zamieszczonym w swojej książce liczba sprzedanych egzemplarzy spadnie o połowę. A skoro popularyzacja nauki musi polegać na uproszczeniach i mieć formę przystępną dla laika, to znaczy, że dzieje się coś wręcz przeciwnego niż mówi Mikke: "lepsze", tj. dokładne przekazanie idei jest wypierane przez to "gorsze". Użyłem cudzysłowu, bo w przypadku światowej sławy profesora napisanie książki popularno-naukowej zawsze będzie miało wysoką wartość i jakość. Ale dlaczego tak się dzieje? To proste: mało jest osób, które byłyby w stanie zrozumieć (nie mówiąc już o chęci) wywód naukowy, a więc i popyt byłby niski, co obniżałoby cenę. To jest po drugie.

A teraz zauważmy, że w codziennym życiu występuje analogia: prasa przekazuje ludziom wiadomości w taki sposób, aby JAK NAJWIĘCEJ ludzi je przeczytało, obejrzało lub wysłuchało. Aby tak się stało, informacje muszą mieć prosty i jasny przekaz, a tytuł musi być donośny lub kontrowersyjny. Dziennikarze, którzy piszą, np. o nowych odkryciach naukowych, zapewne często głowią się jak zebrany materiał tak uprościć, aby z jednej strony przekazać nić przewodnią, z drugiej aby nie wdawać się w szczegóły. Ale - jeśli czegoś nie wystarczająco dobrze zrozumieją - to łatwo popełnią błąd merytoryczny.

Dziennikarz, który jest przecież pośrednikiem pomiędzy przedsiębiorcą (wydawcą) a konsumentem informacji, nie musi mieć wykształcenia w danej dziedzinie nauki, jednakże musi mieć umiejętność odpowiedniego ubrania trudnych rzeczy w przystępne dla przeciętnego odbiorcy słowa.

Jeżeli dziennikarz wykonuje swoją profesję sumiennie i stara się być obiektywny, to popełniane błędy, jeśli zostaną skorygowane, zostaną wybaczone. Gorzej jeśli dziennikarz ma pewien określony pogląd, który jest przez naukowców podważany lub poddawany w wątpliwość. Oczywiście nie jest niczym złym, jeśli dziennikarz ma poglądy lewicowe lub prawicowe i przemyci do swojego artykułu swoje wątpliwości co do jakiejś reformy czy ustawy - pod warunkiem, że zachowuje obiektywizm w przedstawianiu faktów. Ale w którymś momencie jego poglądy, mogą wychodzić coraz bardziej na powierzchnię, aż w końcu całkowicie przyjąć tylko punkt widzenia jednej strony i dezawuować punkt widzenia drugiej strony, np. przedstawiać tylko argumenty jednych, a pomijać fakty na korzyść drugich.

W ten sposób zaczyna rodzić się propaganda. Takie media, czyli mediatorzy, czyli pośrednicy, są oszustami. Ludzie płacą za gazetę albo obejrzą reklamę, aby mieć dostęp do informacji. Od tego momentu zaczyna się problem. Bo ludzie mogą "kupować" informacje z dwóch pobudek:
A) mogą chcieć dowiedzieć się nowych rzeczy, z czystej ciekawości albo z jakiejś innej potrzeby (np. jakiejś porady). Liczą na to, że przeczytają prawdę.

B) mogą kupować informacje tylko po to, aby móc coś lub kogoś skrytykować. Krytyka ta może przyjąć różne formy: wewnętrznego lub zewnętrznego "hejtingu" albo trollowania na forach. Ta krytyka często przyjmuje formę tzw. "mowy nienawiści". W tym przypadku nie liczy się prawda, właściwie treść nie ma znaczenia, bo i tak jest wykorzystywana jako pretekst do zaatakowania danego podmiotu. A jeżeli autor artykułu czy przemówienia nie spełni ich oczekiwań, to atakują samego autora. Jeżeli natomiast autor przedstawi zamiast prawdziwego obrazu sytuacji jedynie jego własną interpretację, to taki autor będzie chwalony.

Zauważmy do czego to prowadzi. Ludzie z (B) czytają albo słuchają tylko takich portali, które zaspokajają żądze "dokopania" komuś oraz takich, których należy dla zasady skrytykować. A skoro jest na nie popyt, to będzie rodziła się podaż i w ten sposób wyłania podział na dwa antagonistyczne rodzaje mediów.

Gdyby istnieli tylko ludzie z (B), nie byłoby żadnego problemu. Ale kłopot polega na tym, że ludzie (A) są pokrzywdzoną stroną w tym konflikcie. A przecież zgodziłem się ze stwierdzeniem Korwina Mikke, że ludzie mogą robić co chcą, dopóki nie szkodzą innym. Wprawdzie nikt nie każe czytać (A) kłamliwych bądź przeinaczonych wypowiedzi, ale chodzi o to, że treść jest wystawiona na pokaz, która może dotrzeć do mniej świadomej osoby czy to w internecie przez przypadek, czy w innym medium, za które jeszcze zapłaciła.
Stąd płynie logiczny wniosek, że pełna wolność mediów jest zła. 

Dlatego jedną z roli państwa powinno być dbanie o jakość informacji przekazywanych przez media dokładnie na tej samej zasadzie jak kontrolowana jest żywność w sklepach. Oczywiście tylko przez naukowców. Kontrola powinna odbywać się w specjalnych warunkach, do których politycy ogólnie nie powinni mieć wstępu. Jeżeli byłyby to informacje ekonomiczne, to kontrolą powinni zajmować się tylko ekonomiści.

Nie byłby to świat, w którym każda napisana notatka na Twitterze byłaby analizowana przez sztab naukowców. Są tutaj dwie drogi.
1) wybieranie do badań statystycznych próbek
2) działanie podobne jak w wikipedii (połączenie weryfikowania źródeł przez niekoniecznie specjalistów w danej dziedzinie oraz przez sztuczną inteligencję, zob. np. tutaj)

Nie będę wdawał się w szczegóły co zrobić, kiedy już taka instytucja odkryje fałszywe informacje na jakiejś stronie. Jasne jest, że jeśli będą podawane przez oficjalny podmiot (np. dziennikarzy), to kary powinny być surowsze. Np. najpierw polecenie usunięcia, a potem jeśli podobne zdarzenie się powtórzy, jakieś kary finansowe. W przypadku użytkowników anonimowych również powinny być wysyłane ostrzeżenia, a po pewnym czasie - jeśli nie byłoby poprawy - sprawa powinna trafić do prokuratury itd.

Pytanie co zrobić w sytuacji, gdy ktoś napisze ostrą satyrę na temat rządu. Wiadomo, że to jest fikcja literacka, nawet jeśli zawiera wydarzenia i postaci prawdziwe. I tu pojawia się trzecie moje zastrzeżenie w cytacie Korwina Mikke. Stwierdził on, że publiczne słowa nie powinny szkodzić innym. Otóż ostra satyra, parodia czy groteska szkodzi rządowi. Ale jest społecznie pożyteczna. Dlatego zdanie to powinno zostać doprecyzowane i na przykład słowo "innym" zastąpić "społeczeństwu". Co natomiast w przypadku jakiegoś antyrządowego bloga? Ogólna zasada powinna być taka, że dopóki autor wyraża tylko swój pogląd, którego nie można zweryfikować, bo nie dotyczy sfery nauki, to może pisać bloga. Jeżeli jednak zaczyna mieszać politykę z ekonomią i np. głosi, że program 500+ przyniesie co roku 1 pkt proc. wzrostu PKB, to należy bezwzględnie kazać mu usunąć takie herezje.

Czwarte moje zastrzeżenie dotyczy już wniosków całego tekstu. Otóż Korwin Mikke wydaje się bronić ustawy medialnej Orbana na Węgrzech, którą z kolei krytykuje inny publicysta J. Woziński. Cytując Wozińskiego, zgodnie z tą  ustawą "35% muzyki granej w radiach ma stanowić muzyka węgierska, połowa programów telewizyjnych musi być produkcji europejskiej, a jedna trzecia z nich – węgierskiej" [2]. Nie trudno zrozumieć Mikkego, że woli, aby społeczeństwo było wychowywane w duchu kultury wyższej, zamiast chłamu amerykańskiego. Problem polega na tym, że w ten sposób zabiera się wybór konsumentom. Przecież gdyby nie chcieli słuchać i oglądać tego chłamu, toby nie oglądali, a wtedy media musiałyby zmienić repertuar. Ale oglądają, bo przecież "większość jest głupich niż mądrych", cytując JKM. Zatem gdyby media zostały zmuszone do puszczania codziennie filmów Felliniego czy Antonioniego zamiast "Rambo", to ludzie przestaliby oglądać telewizję i zysk prywatnych stacji spadły, a może nawet zamieniłby się w stratę. PKB spadłoby. Do takiego efektu doprowadziłby centralny plan wyższej kultury Mikkego. Przecież komunizm i socjalizm zbankrutował dlatego, że właśnie ograniczał wybór jednostki.

Zupełnie inny charakter mają media publiczne. To właśnie ich rolą powinno być krzewienie wyższej kultury, a także stawianie na jakość podawanej informacji, stanowiąc przeciwwagę dla mediów komercyjnych. Dlatego takie ustawy powinny być ustawami tylko mediów publicznych.

Na koniec, już tylko dla refleksji, ponieważ ostatnie dni - piątek, sobota 16-17.12.2016 - obfitowały w najbardziej emocjonujące wydarzenia w polskiej polityce od wielu lat (zakończone zamieszkami protesty pod sejmem spowodowane dążeniem przez PIS do ograniczenia swobody obserwowania sejmu przez dziennikarzy), przytoczę inny fragment cytowanego powyżej artykułu Wozińskiego z 5 stycznia 2011 r. [2]:
"Posunięć węgierskich konserwatywnych purytanów nie można niestety uznać za przypadek odosobniony. O podobnych zarządzeniach marzą w wielu innych krajach rozmaite typy Kaczyńskich i Orbánów, którym jednak nie poszczęściło się nigdy na tyle, aby wygrać wybory z wynikiem 53% głosów. Gdyby w Polsce malowana prawica spod znaku PiS uzyskała kiedykolwiek podobny wynik, mielibyśmy zapewne do czynienia (z zapowiadaną przecież wielokrotnie) falą idiotycznych ustaw w rodzaju Nowego Medialnego Ładu, nacjonalizacją przedsiębiorstw o „strategicznym znaczeniu dla narodu”, zakazami określonych manifestacji, likwidacją sex shopów itd., itp."


Źródło:
[1] Korwin-Mikke: Zasada ograniczania wolności mediów nie jest zła!, http://nczas.com/wiadomosci/polska/korwin-mikke-zasada-ograniczania-wolnosci-mediow-nie-jest-zla/
[2] Prawdziwe arcydzieło pobożnego i purytańskiego socjalizmu ma Węgrzech, http://nczas.com/wiadomosci/europa/absurdalne-purytansko-nacjonalistyczne-zmiany-w-wegierskiej-telewizji/

niedziela, 20 listopada 2016

Współczynnik Kaitza jako predyktor giełdy?

Zgodnie z hipotezą efektywnego rynku wszelkie informacje mające wpływ na wartość aktywa są uwzględnione przez cenę rynkową tego aktywa natychmiast po ich ujawnieniu się. Oznacza to, że jeśli np. teraz pojawia się informacja o stanie gospodarki, to za moment zostanie ona zdyskontowana przez giełdę. W ostatnich 3 artykułach wskazywałem na prace sugerujące negatywny wpływ płacy minimalnej (PM) na gospodarkę poprzez wzrost bezrobocia albo inflacji. Np. Dańska-Borsiak [1] doszła do wniosku, że wzrost współczynnika Kaitza (WK), czyli stosunku płacy minimalnej do przeciętnej, zwiększa stopę młodych bezrobotnych z rocznym opóźnieniem. Jeżeli rynek jest efektywny, to ceny akcji powinny spaść natychmiast po informacji, że nastąpi wzrost WK. Nie ma więc znaczenia data wprowadzenia nowej PM, a tym bardziej nie powinno być żadnego wpływu po roku, gdy wystąpią już spadki inwestycji czy PKB.

Przetestowałem więc tę hipotezę, porównując zmiany logarytmicznego WIG ze zmianami logarytmicznego WK z opóźnieniem 1 roku dla Polski w latach 1995-2015 (20 obserwacji minus 1 z powodu opóźnienia). Dane roczne WIG wzięte ze stooq.pl, natomiast zmiany WK obliczyłem, wykorzystując strony Mpips , GUS. Okazuje się, że autokorelacja Pearsona między log-stopami WIG oraz log-stopami WK (ale tylko opóźnionego o 1 rok) jest ujemna i wynosi -0,375 przy p value  = 0,1132. Trzeba tu jednak zwrócić uwagę, że korelacja rang Spearmana wynosi 0, co sugeruje, że może nie chodzić tu o sam znak (kierunek) skorelowania skorelowania, ale o siłę. Następnie w Excelu zrobiłem klasyczną regresję liniową:



Jak widać p-value identycznie na poziomie 0,1132 wskazuje na bliską istotność na poziomie 10%. Średnia elastyczność wychodzi na poziomie -2,31, co oznacza w tym przypadku, że wzrost WK o 1 pkt proc. wywoduje średnią log-stopę WIG na poziomie -2,31% w następnym roku. Trzeba dodać jednak, że dopasowany R^2 jest poniżej 10%, co wskazuje, że model nie posiada mocy predykcyjnej. Porównać można to z wykresem, na którym zmienna opóźniona log-stopa WK(-1) stanowi wartość aktualną (actual), a log-stopa WIG wartość dopasowaną (fitted):




Wykres actual nie uwzględnia roku 2015, bo prognozowany kolejny rok 2016 jeszcze się nie skończył. Stąd dziś możemy prognozować stopę na 2016 i 2017. Na końcu roku 2015 log-stopa WK wyniosła ok. +2,5% (ln[WK(2015)/WK(2014)] = 2,5%; WK(2015) = 1850/3899,78 = 0,474; WK(2014) = 1750/3783,46 = 0,4625) lub inaczej log-WK wzrósł o 2,5%. Możemy prognozować, że pod koniec 2016 r. log-WIG spadnie o 2,5%*2,31 = 5,78%. Gdyby przekształcić to do zwykłej stopy, dostalibyśmy exp(-0,0578)-1 = -5,61%. Przypomnę jednak, że takie przekształcenie dostarcza tylko informacji o medianie (zob. Czy mediana jest lepsza od średniej?), a nie wartości oczekiwanej. Aby uzyskać wartość oczekiwaną stopy możemy posłużyć się estymatorem Duana dla dowolnego rozkładu, ale najlepiej by nie był lognormalny (zob. Smarujący estymator). "Smarujący estymator" Duana ma następującą postać:

(1)
 
Jest to minimalnie bardziej ogólna postać niż ta, którą podałem w artykule Smarujący estymator , bo tam czas był zmienną objaśniającą, która się redukowała po zamianie na stopę; smarujący estymator jest szczegółowo opisany w [2]. Sumę exp(składnik losowy(t)) uzyskałem w Gretlu. Podstawiam dane do (1):



Zatem powinniśmy oczekiwać, że WIG z końca 2015 spadnie o niecałe 3% na koniec 2016. Z dzisiejszego punktu widzenia oznacza to poziom ok. 45070 i od obecnego punktu (18.11.2016) prognozuje to ok. 4% spadku:




Dodatkowo policzmy jeszcze potencjalną zmianę w 2017. Ostatni komunikat GUS głosi, że płaca przeciętna wyniosła w 3 kw. 4055 zł. Zakładając, że na koniec 2016 r. będzie to 4060 oraz wiedząc, że od początku 2017 r. PM = 2000 zł, możemy obliczyć WK(2016) = 2000/4060 = 0,49. WK(2015) = 0,474, stąd ln(0,49/0,474) = 0,0332. Mediana zwykłej stopy będzie w takim razie wynosiła ok. exp(-0,0332*2,31)-1 = -7,38%. Gdyby założyć, że suma składników losowych jest taka sama jak w 2015, to podstawiając do (1) prognozowalibyśmy następującą oczekiwaną stopę zwrotu WIG w 2017:


Czyli przy takich założeniach WIG spadłby o kolejne 4,6%. Jednak tak jak wspomniałem, moc predykcyjna jest zbyt słaba by traktować poważnie taki model. Może jednak wskazywać siłę kierunku zmian cen: jeśli w jednym okresie WK rośnie, to w następnym WIG może wolniej wzrosnąć (czy po prostu spaść).


Warto jeszcze spojrzeć na profesjonalne prace, np. Bella i Machina, którzy wykorzystują tzw. analizę zdarzeń do oszacowania efektywności brytyjskiego rynku na wiadomość o podniesieniu PM [3]. Anomalną (abnormal) skumulowaną stopę zwrotu z akcji spółek, które zatrudniają pracowników na PM, autorzy porównali z teoretyczną stopą CAPM przed i po komunikacie. Wyniki pokazują, że w obydwu przypadkach wartości rynkowe istotnie spadały. W ciągu 10 dni od ogłoszenia ceny tych firm były niższe o ok. 3%. Zbiorowe wyniki przedstawia poniższa tabela:



 NMW - National Minimum Wage jest to zmienna sztuczna (dummy), która przyjmuje wartości 1 (firma zatrudnia wielu za PM) lub 0 (firma nie zatrudnia wielu za PM).
 Najważniejsza wydaje się tu kolumna (1) i (2). Wiersz NMW - Kolumna (1) wskazuje, że anomalna 15-dniowa stopa zwrotu wyniosła -2,6% i jest istotna na poziomie 1% istotności. Kolumna (2) uwzględnia dodatkowe czynniki (literka Y), jak np. wielkość spółki lub to czy przed ogłoszeniem nowej PM stopy spadały. Wtedy efekt nawet rośnie: firmy, które zatrudniają za PM, o prawie 4% tracą nadmiernie na wartości. Sytuację ilustruje poniższy wykres:


 
Podsumowując, można powiedzieć, że wpływ zmiany płacy minimalnej na rynek akcji jest istotnie negatywny, co więcej można przypuszczać, że stanowi jedną z anomalii rynku akcji, pozwalając prognozować spadek stóp zwrotu.


Literatura:

[1] B. Dańska-Borsiak, Płaca Minimalna A Liczba Młodych Pracujących. Związki Przyczynowe I Prognozy Wariantowe, Uniwersytet Łódzki, 2014,
[2] N. Duan, Smearing Estimate: A Nonparametric Retransformation Method, Sep. 1983,
[3] B. Bell, S. Machin, Minimum Wages and Firm Value, Nov. 2015.

Źródło danych:
http://stooq.pl/
http://stat.gov.pl/
http://www.mpips.gov.pl/