środa, 1 stycznia 2025

Jak giełda powinna reagować na praworządność w Polsce?

Od wyborów parlamentarnych w 2015 do kolejnych w 2023 r. WIG urósł zaledwie 31%. W tym samym czasie nominalny PKB wzrósł o 88% (źródło). Realny PKB wzrósł o 33% (źródło). Wynika z tego, że ceny wzrosły w sumie o 55%. Inwestowanie w nasze spółki było zatem przez 8 lat rządów PISu nieopłacalne. Pomyślmy czysto logicznie: skoro PKB w sumie wzrósł prawie 3 razy więcej niż główny indeks, który w jakimś stopniu powinien odzwierciedlać stan gospodarki, to znaczy, że cały koszt, że tak powiem, musiał pochodzić od innych czynników niż gospodarka. Takim czynnikiem może być strach przed wojną z Rosją, który eksplodował w 2022 r. Byłby to dobry argument w rękach obrońców PISu, gdyby nie to, że można łatwo udowodnić, że wojna była jedynie pretekstem do przeceny. Jak bowiem wyjaśnić, że Litwa, która teoretycznie jest w gorszej pozycji niż Polska - chociażby dlatego, że stoi na przeszkodzie Rosji do połączenia z obwodem królewieckim (oczywiście upraszczam, bo jeszcze jest Białoruś, ale trudno nazwać ją przeszkodą) - praktycznie nie spadła w 2022? Łotwa niewiele gorzej od Litwy, za to w całym okresie PISu urosła mocniej. Popatrzmy na indeksy w skali logarytmicznej:



Litwa w całym okresie poszła w górę o 94%, a Łotwa 134% (w skali liniowej). 

Skoro wojna nie może być odpowiedzią na słabe zachowanie polskiej giełdy, to trzeba szukać w innych obszarach. Takimi obszarami są praworządność, stopień demokratyczności oraz poziom populizmu. Wszystkie one prawdopodobnie miały pewien wpływ, ponieważ ostatnie rządy PISu powszechnie uważa się za populistyczne i mało demokratyczne (tzn. dążące do centralizacji władzy), a przez większość prawników także za łamiące prawo (źródło). Kwestię populizmu w kontekście wpływu na gospodarkę omawiałem tutaj, praworządności / demokratyczności na rynek akcji tutajtutaj, i na gospodarkę tutaj.

Kiedy władzę przejęła znowu PO, od początku byłem wstrzemięźliwy co do dalszej przyszłości naszego rynku, bo widziałem, że politycy z tego obozu przejęli populistyczny język PISu. Szczególnie narażone stały się spółki skarbu państwa, a te jak wiadomo dużo ważą w indeksie. 

Okazało się, że to dopiero początek. Rok temu pisałem o bezprawnym, siłowym przejęciu TVP i PR, nawet zrobiłem analizę prawną (zob. tu). Był to pewien szok, ale giełda przyjęła tę akcję bardzo spokojnie, można by pomyśleć, że nie będzie miała na nią wpływu. Nie takie rzeczy giełda przełykała - pamiętam Smoleńsk, miałem obawy, że będzie tąpnięcie w poniedziałek, ale reakcja była słaba i chwilowa. Jest jednak różnica między tymi zdarzeniami. Smoleńsk był zdarzeniem przypadkowym, a przejęcie mediów publicznych było zaplanowane z założeniem, że cel uświęca środki.  

Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież już wcześniej złamali Konstytucję, powołując 2 sędziów TK na zapas w 2015 r. Tylko że wtedy szybko się wycofali pod wpływem bezpiecznika, jakim był TK. Dziś tego bezpiecznika praktycznie nie ma. Wtedy PIS sprytnie wykorzystał tę zagrywkę jako pretekst do wprowadzenia swoich dodatkowych sędziów, nazywanych potem "dublerami", rozpoczynając tym samym kryzys TK. 

I teraz dochodzimy do meritum. PIS wykorzystał nielegalność przejęcia mediów publicznych do uznania wszystkich innych kontrowersyjnych działań rządu za nielegalne. Co więcej, udało im się narzucić narrację, że w Polsce narasta chaos prawny, tak że obywatel nie może mieć pewności czy wydany wyrok w jego sprawie jest wiążący. Dla przedsiębiorców czy inwestorów to duży problem, bo 3 razy się zastanowią, czy podjąć jakieś decyzje. Jest to zachęta do nieuczciwych praktyk czy nawet oszustw, bo oszust wiedząc, że sprawa przez lata nie zostanie rozwiązana, chętniej podejmie ryzyko.

Z drugiej strony PIS już raz ośmieszył się ze sprawą Kamińskiego i Wąsika. Dla każdego normalnie myślącego człowieka jest jasne, że nie można ułaskawić kogoś, kto nie został uznany prawomocnie za winnego. Ośmieszyli się także dlatego, że Sąd Najwyższy rozstrzygnął ten spór ostatecznie (zob. tu). Pytanie czy dalej się ośmieszają? W zasadzie odpowiedziałem - udało im się narzucić narrację, więc nie ośmieszyli się w tym wypadku. Ale nie dlatego, że się poprawili, tylko dlatego, że sprawa jest bardziej skomplikowana prawnie, a przez to łatwiej nią manipulować.

Weźmy tylko dwa przykłady z brzegu. Mamy postanowienie SN (zob. II CSKP 556/22) potwierdzające, że orzeczenia tzw. neosędziów należy uznać za nieistniejące, ponieważ sędziowie je wydający byli wadliwie obsadzeni. Żeby nie było - art. 187 p. 1 Konstytucji zawiera lukę, którą PIS wykorzystał. Chodzi o zdanie:  Krajowa Rada Sądownictwa składa się z: (...) piętnastu członków wybranych spośród sędziów Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, sądów administracyjnych i sądów wojskowych. Nie ma w tym zdaniu nic o tym, kto wybiera tych sędziów. A ponieważ nie ma, to - wydawałoby się słusznie - powinna to precyzować jakaś ustawa (a tę PIS bez żadnych problemów uchwalił i wprowadził w życie). Dopóki tej interpretacji nie podważył SN, krzyki o nielegalność KRS były jedynie opiniami prawnymi mieszającymi się z opiniami politycznymi. SN wyszedł od spostrzeżenia, że skoro zgodnie z art. 186 Konstytucji KRS stoi na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów, to sama musi być niezależna od władzy ustawodawczej i wykonawczej. A zatem jej członkowie nie mogą być wybierani przez którąś z tych władz. Wprawdzie są wyjątki od tej reguły (w art. 187 też jest o nich mowa), ale wyjątki są właśnie wyjątkami, gdy nie są rozszerzane na regułę. Podobnie jest z sędziami TK, którzy nawet w całości są wybierani przez sejm, bo taki właśnie wyjątek wprowadzono. Ustawa nie może sama narzucać tego wyjątku. Niemniej, można spotkać głosy, podważające stanowisko SN i zapytać, dlaczego z góry należy zakładać, że sędzia wybierany przez sejm czy senat będzie nieobiektywny, skoro sędzia zasadniczo jest nieusuwalny? Stąd, powtarzam, mógłbym przyjąć interpretację PISu za prawidłową i wiążącą, gdyby nie wyrok SN, a także TSUE i ETPC (trzeba więc też brać pod uwagę prawo międzynarodowe), które uchwała SN zresztą przywołuje. Po to właśnie są sądy, aby ograniczać możliwości władzy ustawodawczej i wykonawczej. 

Drugi przykład jest bardziej zagmatwany. Chodzi o sprawę prokuratora krajowego, który wg PISu zasiada obecnie bezprawnie. Mamy tu dwie warstwy. Pierwsza to pozbycie się prokuratora krajowego od Ziobry, a druga to powołanie nowego. PIS próbuje narzucić narrację, że ich prokurator krajowy był nielegalnie odwołany, a nowy nielegalnie powołany. Strona rządowa natomiast twierdzi, że ten pierwszy został wadliwie powołany, a więc nie mógł być też odwołany. Dokładniej, politycy wygłaszają taką oto formułkę, żeby przeciętny Kowalski mógł zrozumieć: prokurator krajowy nie został w ogóle przywrócony ze stanu spoczynku, bo zastosowano błędne przepisy. Niestety, diabeł tkwi w szczegółach. Bo to zdanie jest tak proste, że wydawałoby się, że PIS czegoś nie zauważył i popełnił oczywisty błąd. W rzeczywistości, żeby do takiej konkluzji dojść, trzeba wykonać skomplikowaną analizę prawną. Ministerstwo Sprawiedliwości zamówiło 3 opinie prawne (zob. tu) i warto przeczytać choćby opinię prof. G. Kucy, żeby zrozumieć z czym mamy do czynienia. Z ustawy o prokuraturze nie wynika wcale, że PIS powołał nieprawidłowo prokuratora krajowego. Wynika to ze szczegółowej analizy prawno-logicznej. Ale ta analiza została poddana krytyce przez Izbę Karną Sądu Najwyższego (zob. tu), która przyjęła uchwałę, zgodnie z którą PISowski prokurator krajowy został przywrócony do służby skutecznie. Normalnie rząd znalazłby się w ogromnych kłopotach po tym orzeczeniu, ale w pewnym sensie uratował go sam PIS. Art. 179 Konstytucji stwierdza, że to KRS wybiera sędziów do SN. I tu wracamy do przykładu pierwszego - to neo-sędziowie z KRS wskazali sędziów do tejże Izby Karnej SN. Tym samym - logicznie biorąc - sami sędziowie wybrani do tej Izby byli wadliwie wybrani i odziedziczyli z automatu status neo-sędziów. Tak więc PO ma mocny pretekst do podważania ich orzeczeń i wyroków, niezależnie od tego czy mają oni rację czy nie.

No ale jest jeszcze druga warstwa. PIS stawia sprawę jasno - POwski prokurator krajowy nie jest żadnym prokuratorem krajowym, bo jego powołania wymaga opinia prezydenta. Rzeczywiście, art. 14 par. 1 ustawy o prokuraturze brzmi:

Prokuratora Krajowego (...) powołuje spośród prokuratorów Prokuratury Krajowej i odwołuje z pełnienia tych funkcji Prezes Rady Ministrów na wniosek Prokuratora Generalnego. Prokuratora Krajowego oraz pozostałych zastępców Prokuratora Generalnego powołuje się po uzyskaniu opinii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, a odwołuje za jego pisemną zgodą.

Zwróćmy jednak uwagę, że artykuł nie mówi o pisemnej opinii. Oznacza to, że dowolna opinia prezydenta  na ten temat może posłużyć za podkładkę do powołania prokuratora. W dodatku nawet gdybyśmy przyjęli, że opinia musi być formalna, to również w tej kwestii SN się wypowiedział (zob. tu) i zauważył, że po zwróceniu się przez premiera o opinię ws. D. Korneluka na stanowisko prokuratora krajowego, prezydent odpowiedział 14 dni później, że Korneluk nie został skutecznie powołany na to stanowisko z uwagi na brak jego opinii. Można więc to czytać jako opinię negatywną, która jednak nie ma żadnego znaczenia oprócz formalnego. Jest to biurokratyczna bzdura, żeby uzyskanie opinii było obligatoryjne, ale nie miało żadnego znaczenia dla decyzji premiera. A to prowadzi do prostego jej ominięcia - cokolwiek A. Duda odpisze, będzie traktowane jako opinia. Co więcej, SN doszedł do wniosku, że nawet gdyby Duda nic nie odpisał, to też należy to traktować jako opinię. Ważne, że została wysłana prośba o nią od premiera. I trzeba przyznać, że ma to sens - skoro mamy do czynienia z biurokratyczną bzdurą, to należy ją traktować jak na to zasługuje.   

Sporów jest więcej, ale te dwa przykłady są chyba najważniejsze i dowodzą, że to strona rządowa ma przewagę w argumentacji. Cały problem leży w komunikacji. Ma on dwojaką naturę. Z jednej strony wydaje się, że politycy koalicji rządzącej nie potrafią narzucić swojej narracji w sposób przekonywający dla ogółu. Częściowo wynika to z faktycznie bezprawnego przejęcia mediów publicznych, które opozycja wykorzystuje do rozszerzenia na pozostałe działania. Polityk PO nie może przecież powiedzieć: przyznaję, że to akurat było nielegalne, ale cała reszta już zgodna z prawem. Z drugiej strony mediom komercyjnym zależy na podsycaniu konfliktu, bo to zawsze będzie oglądane. To prowadzi zazwyczaj do politycznej jatki zamiast merytorycznej dyskusji. Ponadto z jakiegoś powodu brakuje (chyba, bo może nie mam o tym wiedzy) dyskusji między ekspertami prawnymi o odmiennych poglądach. Jeśli coś takiego jest, to raczej są to niepogłębione, krótkie wywiady, w których nie daje się szansy na pełną odpowiedź na krytykę. Takie dyskusje powinny być organizowane przez media publiczne właśnie, ale wydaje się to niemożliwe, gdy są one pod pełną kontrolą jednej strony politycznej.

W sumie, subiektywnie praworządność w Polsce może się wydawać nadal łamana, ale obiektywnie biorąc na dziś mamy do czynienia z jej poprawą w stosunku do tego co było rok temu i wcześniej. Potwierdzają to statystyki opracowane przez World Justice Project:


Między 2021 a 2023 byliśmy na 36 miejscu, w 2024 skoczyliśmy na 33.

Miejsce 33 to ciągle daleko za Litwą (18) i Łotwą (21). Co chwilę też wybuchają nowe spory prawne. Pewne jest jedno - dopóki sprawa neo-sędziów i TK nie zostanie w pełni uregulowana (rozwiązana), dopóty nie można mówić o przywróceniu praworządności.  

Jak to wpłynie na giełdę? Może być tak, że negatywne czynniki instytucjonalne zostaną zastąpione przez negatywne czynniki gospodarcze. Zakładając, że działa tu psychologia, czyli subiektywizm, możemy mieć do czynienia z przesadnymi spadkami w kolejnych miesiącach, a gdy inwestorzy zauważą, że chaos prawny jest sztucznie wykreowany w mediach, nastąpi ożywienie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz