wtorek, 4 października 2022

Kaczyński jak Erdogan, czyli Turcja grozi Polsce

 A więc szef szefów zapowiada "powolną metodę" walki z inflacją. To zupełnie jak Erdogan, który zapowiada dalsze cięcia stóp przy inflacji 83%. Jeszcze w 2018 r., gdy inflacja w Turcji wynosiła 16%, czyli prawie tyle co dziś u nas, ich prezydent nauczał inwestorów - cytuję - "że niskie stopy procentowe powodują niską inflację" (źródło).  

Zamiast się wyśmiewać, powinniśmy spojrzeć na tę wypowiedź z szerszej perspektywy. Właściwie są dwie. Po pierwsze to nie jest tak, że on wyszedł sobie, nie mając pojęcia o czym mówi. Jak spojrzymy np. na Europę i USA, to one utrzymywały zerowe stopy jeszcze w 2021 r. mimo dużej inflacji. Chyba największą konsternację wzbudzać powinno USA, których bank centralny oficjalnie się chwali na swoim bogu, jak odchyla swoją politykę od reguły Taylora:


Tak dużego odchylenia jeszcze nie było. 

Dlaczego oni to robią? Wydaje się, że spory wpływ na ich decyzję mają tzw. neofisherianie. Klasyczny Fisher pokazał jedynie, że nominalna stopa stanowi sumę realnej stopy oraz stopy inflacji. Jeżeli stopa nominalna nie zmienia się, a inflacja spada, to znaczy, że realna musi wzrosnąć... Ale neofisherianie odwrócili ten pomysł i uznali, że jeżeli obniżymy stopę nominalną, a realną uznamy za stałą, to inflacja musi spaść... A dlaczego zakładają, że realna jest stała? Prawdopodobnie utożsamiają realną z naturalną stopą procentową. A naturalna stopa rzeczywiście może pozostać stabilna. 

Ale o ile pamiętam, już nawet Wicksell twierdził, że realna stopa nie jest tożsama z naturalną. Naturalna reprezentuje potencjalną produktywność gospodarki, czyli wzrost potencjalnego realnego PKB. Podczas gdy realny PKB krąży wokół tego naturalnego poziomu. Chociaż produkcja nie może przekroczyć swojego maksimum, to w sensie praktycznym uznamy, że naturalny poziom oznacza taki, który nie pobudza wzrostu cen - popyt nie przekracza podaży albo że inwestycje nie przekraczają oszczędności.

Poza tym nie mówimy o gospodarkach socjalistycznych, którym nakazuje się utrzymywanie jednego i takiego samego poziomu stóp. Ludzie kupują od banku centralnego obligacje skarbowe, a banki komercyjne dodatkowo prowadzą z nim operacje krótkoterminowe, zatem stopa referencyjna będzie miała znaczący wpływ na ich własne stopy, ale to nie znaczy, że jak bank centralny ustawi zerową, to banki też tak zrobią - po prostu obniżą swoje. Dobrze to widać po oprocentowaniu lokat i samych kredytów. 

Oprócz wymiaru czysto rynkowego, bank centralny także wysyła sygnały do przedsiębiorców. W zależności od różnych czynników, w tym reputacji banku centralnego, przedsiębiorcy mogą różnie potraktować taki sygnał. Mogą uznać wzrost stopy za sygnał pozytywny, bo to znaczy, że gospodarka weszła w ożywienie (produktywność wyznaczona przez naturalną stopę poprawiła się), a więc mogą teraz podnieść ceny swoich towarów...  A więc będą sytuacje, że neofisherianie będą mieć rację. Tylko że warunkiem do tego musiałoby być podążanie stóp za naturalną stopą procentową. A nie próba oszukiwania praw ekonomii, tworząc własną rzeczywistość.

Kończąc ten wątek, przyszła mi taka myśl, że po 15 latach wyszydzania neoliberałów, nadchodzi  pewnego rodzaju zemsta i kontrakcja. Neokeynesiści (którzy chętnie uznają się za neofisherian, a w każdym razie ci ostatni się z nich wywodzą) mogą być teraz na cenzurowanym przez kolejne 15 lat.

Chociaż jest jeszcze druga perspektywa, może nawet ważniejsza. Możliwe, że głównym problemem Turcji nie jest stopa, która i tak jest wysoka (i w tym sensie Erdogan ma rację, że wielu nie byłoby stać na spłatę kredytów, a inwestycje kompletnie by się załamały), ale o kurs walutowy. Popatrzmy na USD/TRY:


Rzeczywiście, już rok temu naukowcy badający sytuację tego kraju zarekomendowali tureckiemu bankowi centralnemu skupienie się na wzmocnieniu liry tureckiej, ponieważ drożejące towary z importu stanowią główną przyczynę inflacji [1].

To dla przypomnienia USD/PLN:


Może NBP powinien zacząć wyciągać jakieś wnioski z Turcji, choć raz być mądrzejszym przed szkodą.  


Literatura:

[1]  Kantur, Z., i Özcan, G., (2021), Dissecting Turkish inflation: theory, fact, and illusion, Economic Change and Restructuring (2022) 55:1543–1553.

sobota, 1 października 2022

Fundusz Odbudowy obniżyłby czy podniósłby inflację?

W dzisiejszym programie 6. Dzień Tygodnia w Radiu Zet posłanka PO, I. Leszczyna na pytanie co by zrobiła, by obniżyć inflację, odpowiedziała, że "natychmiast trzeba zrobić wszystko by euro z Krajowego Planu Odbudowy popłynęło szerokim strumieniem do Polski, wtedy wzmocnimy złotego". R. Winnicki wtrącił, że więcej pieniądza na rynku to jest większa inflacja. Leszczyna natychmiast zripostowała: "Nie ma pan racji, nie mówimy o pieniądzu konsumpcyjnym, tylko o pieniądzu, który zainwestujemy".

Fundusz Odbudowy (uzyskany z KPO) nie jest pustym rozdawnictwem, a celowanymi dotacjami (ponad 100 mld zł) i pożyczkami (ponad 50 mld zł) (źródło). Są to pieniądze, które wprost działają na podaż dóbr i usług, a dopiero pośrednio na popyt. 

Przypomnijmy, że ogólna cena może być zapisana w postaci prostego wzoru:


gdzie:

P - średnioważony poziom cen,

M - podaż pieniądza,

V - szybkość obiegu pieniądza,

Q - ilość dóbr i usług (realny PKB).


Zasadą zdrowej gospodarki jest, aby M i Q rosły w tym samym tempie. Z V już jest więcej kontrowersji, choć klasycznie pozostaje stałe. Zastanówmy się, co się stanie, gdy gospodarka dostanie zastrzyk pieniędzy z KPO/FO. Z pewnością rośnie M, ale i rośnie Q. Nie wiemy jednak, czy M rośnie silniej od Q, czy na odwrót, a może wzrosną w równym stopniu. Jeżeli M rośnie silniej, to Winnicki ma rację, a jeżeli Q rośnie silniej, to Leszczyna ma rację. Powiedzmy, że za Q wstawimy ilość sprzedawanej energii/surowców. Energię można samemu produkować albo kupić. Z tego co wiem, to środki mają iść m.in. na większą produkcję "zielonej energii". Ale przecież zbudowanie infrastruktury energetycznej nie odbędzie się w ciągu pół roku. Np. wg OKO.Press Litwa dostała już KPO ponad rok temu, a jej inflacja wynosi dziś 22,5% (źródło). Inaczej wygląda sytuacja krajów, które inwestowały wiele lat wcześniej i już są samowystarczalne energetycznie. Przykładem jest Francja, która dzięki elektrowniom atomowym, ma "zaledwie" 6% inflacji.

Aby obniżyć inflację, pieniądze z FO musiałyby zostać przeznaczone na obniżanie cen energii i surowców. UE zamiast wymyślać socjalistyczne podatki od nadwyżkowych zysków, powinna natychmiast dostosować pierwotne cele funduszy do bieżących warunków (no chyba że rzeczywiście mamy do czynienia z oligopolami, które wykorzystują swoją pozycję - wtedy faktycznie trzeba regulować). Można by np. zapłacić producentom i dystrybutorom energii, aby nie podnosiły cen, bo w tym momencie efektywniej jest wydać te pieniądze w ten sposób. Skoro nie możemy tanio produkować, to powinniśmy tanio kupować. Kogo dziś w Polsce obchodzi zielona energia, jeśli mamy problemy kosztowo-podażowe z tą nieodnawialną? 

Jeszcze jedna uwaga co do tej propozycji Leszczyny. Stwierdza ona w tym samym zdaniu, że chodzi o zwiększenie kursu złotego do euro. Wyższy kurs złotego rzeczywiście obniża inflację, bo ceny importowanych towarów w euro by spadły. I obecnie historycznie wysoki kurs euro i kurs dolara do złotego przyspiesza inflację. Ale jak się ma to do twierdzenia, że pieniądze mają być przeznaczone na inwestycje? W ogóle myślenie tego rodzaju przypomina leczenie skutków choroby zamiast przyczyny: spadek wartości waluty nie jest spowodowany czynnikami technicznymi czy jakimiś ograniczeniami gotówkowymi, że należy walucie pomóc, a rynkowymi, tzn. kapitał ucieka; nie chce tu inwestować. Popatrzmy znowu na Litwę - ich walutą jest euro, a jednak nie pomogło to w utrzymaniu niskiej inflacji (aczkolwiek nie pomaga im też zerowa stopa procentowa...).

Na tytułowe pytanie odpowiedziałbym, że prawdopodobnie obniżyłby, ponieważ te dotacje koncentrują się na zwiększaniu strony podażowej, a nie popytowej, tak że kapitał pracuje, a nie jest konsumowany. Jednak przykład krajów, które już dostały pieniądze wskazuje, że nie stałoby się to szybko i nie wiadomo w jakim stopniu. Dlatego taką strategię PO należy traktować w ramach propagandy.