sobota, 1 października 2022

Fundusz Odbudowy obniżyłby czy podniósłby inflację?

W dzisiejszym programie 6. Dzień Tygodnia w Radiu Zet posłanka PO, I. Leszczyna na pytanie co by zrobiła, by obniżyć inflację, odpowiedziała, że "natychmiast trzeba zrobić wszystko by euro z Krajowego Planu Odbudowy popłynęło szerokim strumieniem do Polski, wtedy wzmocnimy złotego". R. Winnicki wtrącił, że więcej pieniądza na rynku to jest większa inflacja. Leszczyna natychmiast zripostowała: "Nie ma pan racji, nie mówimy o pieniądzu konsumpcyjnym, tylko o pieniądzu, który zainwestujemy".

Fundusz Odbudowy (uzyskany z KPO) nie jest pustym rozdawnictwem, a celowanymi dotacjami (ponad 100 mld zł) i pożyczkami (ponad 50 mld zł) (źródło). Są to pieniądze, które wprost działają na podaż dóbr i usług, a dopiero pośrednio na popyt. 

Przypomnijmy, że ogólna cena może być zapisana w postaci prostego wzoru:


gdzie:

P - średnioważony poziom cen,

M - podaż pieniądza,

V - szybkość obiegu pieniądza,

Q - ilość dóbr i usług (realny PKB).


Zasadą zdrowej gospodarki jest, aby M i Q rosły w tym samym tempie. Z V już jest więcej kontrowersji, choć klasycznie pozostaje stałe. Zastanówmy się, co się stanie, gdy gospodarka dostanie zastrzyk pieniędzy z KPO/FO. Z pewnością rośnie M, ale i rośnie Q. Nie wiemy jednak, czy M rośnie silniej od Q, czy na odwrót, a może wzrosną w równym stopniu. Jeżeli M rośnie silniej, to Winnicki ma rację, a jeżeli Q rośnie silniej, to Leszczyna ma rację. Powiedzmy, że za Q wstawimy ilość sprzedawanej energii/surowców. Energię można samemu produkować albo kupić. Z tego co wiem, to środki mają iść m.in. na większą produkcję "zielonej energii". Ale przecież zbudowanie infrastruktury energetycznej nie odbędzie się w ciągu pół roku. Np. wg OKO.Press Litwa dostała już KPO ponad rok temu, a jej inflacja wynosi dziś 22,5% (źródło). Inaczej wygląda sytuacja krajów, które inwestowały wiele lat wcześniej i już są samowystarczalne energetycznie. Przykładem jest Francja, która dzięki elektrowniom atomowym, ma "zaledwie" 6% inflacji.

Aby obniżyć inflację, pieniądze z FO musiałyby zostać przeznaczone na obniżanie cen energii i surowców. UE zamiast wymyślać socjalistyczne podatki od nadwyżkowych zysków, powinna natychmiast dostosować pierwotne cele funduszy do bieżących warunków (no chyba że rzeczywiście mamy do czynienia z oligopolami, które wykorzystują swoją pozycję - wtedy faktycznie trzeba regulować). Można by np. zapłacić producentom i dystrybutorom energii, aby nie podnosiły cen, bo w tym momencie efektywniej jest wydać te pieniądze w ten sposób. Skoro nie możemy tanio produkować, to powinniśmy tanio kupować. Kogo dziś w Polsce obchodzi zielona energia, jeśli mamy problemy kosztowo-podażowe z tą nieodnawialną? 

Jeszcze jedna uwaga co do tej propozycji Leszczyny. Stwierdza ona w tym samym zdaniu, że chodzi o zwiększenie kursu złotego do euro. Wyższy kurs złotego rzeczywiście obniża inflację, bo ceny importowanych towarów w euro by spadły. I obecnie historycznie wysoki kurs euro i kurs dolara do złotego przyspiesza inflację. Ale jak się ma to do twierdzenia, że pieniądze mają być przeznaczone na inwestycje? W ogóle myślenie tego rodzaju przypomina leczenie skutków choroby zamiast przyczyny: spadek wartości waluty nie jest spowodowany czynnikami technicznymi czy jakimiś ograniczeniami gotówkowymi, że należy walucie pomóc, a rynkowymi, tzn. kapitał ucieka; nie chce tu inwestować. Popatrzmy znowu na Litwę - ich walutą jest euro, a jednak nie pomogło to w utrzymaniu niskiej inflacji (aczkolwiek nie pomaga im też zerowa stopa procentowa...).

Na tytułowe pytanie odpowiedziałbym, że prawdopodobnie obniżyłby, ponieważ te dotacje koncentrują się na zwiększaniu strony podażowej, a nie popytowej, tak że kapitał pracuje, a nie jest konsumowany. Jednak przykład krajów, które już dostały pieniądze wskazuje, że nie stałoby się to szybko i nie wiadomo w jakim stopniu. Dlatego taką strategię PO należy traktować w ramach propagandy.

piątek, 9 września 2022

WIG - najgorszy indeks na świecie. Regresja do średniej nie zadziała?

Ostatnio media doniosły, że, jak dotąd, w 2022 roku polska giełda zachowuje się najgorzej na świecie. Z ciekawości sprawdziłem ostatnie 7 lat, a dokładniej porównałem WIG z 9-cioma indeksami europejskimi: DAX (Niemcy), CAC40 (Francja), PX (Czechy), OMX (Szwecja), BUX (Węgry), OMXV (Litwa), OMXR (Łotwa), RTS (Rosja) i FTSE250 (Wielka Brytania), okres 10.2015-08.2022 (miesięczne skumulowane stopy zwrotu):



Dwa zastrzeżenia: (1) indeksy nie do końca są porównywalne, bo występują w różnych walutach; (2) nie sprawdziłem czy wszystkie uwzględniają dywidendy, tak jak WIG. Niemniej stopy zwrotu zazwyczaj korelują ze sobą powyżej 50%, najsłabiej z WIGiem koreluje Łotwa (35%). 

Na czerwono - WIG, który praktycznie wyszedł na zero (+0,7%) i rzeczywiście okazuje się najgorszym indeksem ze wszystkich. Na czarno - Rosja. Z rysunku wydawałoby się, że blisko nas jest UK (kolor granatowy), ale różnica wynosi ponad 13 pkt proc.

Oczywiście zakres dat jest nieprzypadkowy, bo w pewnym sensie odzwierciedla osiągnięcia rządów PIS.

Powstają dwa pytania. Czy zadziała prawo regresji do średniej i polski indeks dogoni np. Węgry albo Litwę? To wydaje się niewiarygodne, ale BUX wzrósł o 100%, a Litwa o 91%. Dalej, czy gdyby za rok PO wygrało wybory, to byłby to pozytywny sygnał dla giełdy? 

Zanim odpowiem na to pytanie, warto dopowiedzieć, że APP Funds na swoim blogu pokazał jeszcze szerszą perspektywę, od 2007 r. , która jednoznacznie wskazuje, że za PO wcale nie było lepiej. Zakładam, że główną przyczyną był "zamach" na OFE.

Gdyby PO przejęło znów władzę, gospodarka byłaby nadal pokiereszowana złymi rządami poprzedników, ale giełda mogłaby już odbijać. Tylko czy są racjonalne przesłanki ku temu?
PO przestała być partią centrum, a stała się de facto lewicą. I nie chodzi tu tylko o kwestie światopoglądowe, ale także - albo głównie - gospodarcze. Jedną z dewastacji gospodarczych, jaką spowodował PIS, było wprowadzenie zakazu niedziel handlowych. Początkowo PO bardzo  krytykowała ten pomysł i zapewniała, że zlikwiduje ów zakaz, jak tylko zdobędą władzę. Minęło kilka lat i co się stało? Nie tylko przestali cokolwiek mówić na ten temat, ale dodatkowo zaproponowali 4-dniowy tydzień pracy. Tak jakby nie można było pozwolić rynkowi, by sam ustalił optymalny czas. Pracodawca i pracownik mogą w umowie ustalić warunki i nie rozumiem, dlaczego państwo ma się znowu do tego mieszać. Teoria ekonomii mówi, że tam gdzie rynek sam dobrze nie działa, tam powinno wkraczać państwo. Firma z założenia zazwyczaj ma silniejszą pozycję od pracownika; to do firm zgłaszają się kandydaci, a nie na odwrót. Ale jeżeli ci sami politycy przekonają przedsiębiorców, że 4-dniowy tydzień nie obniży produktywności firmy, to przedsiębiorcom powinno wręcz zależeć na tym, żeby go wprowadzić, bo obniżą w ten sposób koszty. 

Kiedy dziennikarze pytają, dlaczego PO tak zależy na tym lewicowym programie, ich reprezentanci odpowiadają, że "ludzie tego chcą". Ludzie chcą też więcej zarabiać, więc należy ustawowo podnosić im pensję. Albo też chcą niższej inflacji, to należy administracyjnie ustalić limit cen. 

I rzeczywiście, ostatnio jeden z polityków PO (który w dodatku wg wikipedii ma wykształcenie ekonomiczne), w programie tv twierdził, że PKN Orlen powinien mieć zerowe zyski! Pracować dla dobra obywateli i nie mieć żadnych zysków! Zacytuję większy fragment z tego artykułu (Piotra Rosika):

Tak, jest to szokujące. Platforma Obywatelska do niedawna była znana raczej z liberalnych ekonomicznie poglądów, ale jak widać – to się szybko zmienia. Zaczęło się chyba od akceptacji programu 500+ i deklaracji, że nawet jeśli PO wygra wybory, to program ten nie zostanie zlikwidowany.

Tu trzeba dodać, że populizm Platformy poszedł dalej, bo zaczęli postulować waloryzację tego świadczenia o inflację. W ramach tej logiki dziwne, że nikt ich nie zapytał czy w recesji albo deflacji, będą postulować dewaloryzację? Tak jak wynagrodzeń minimalnych nie zmniejszają, to i tego nie zmniejszą. To jest oczywista hipokryzja.

Jak widać, ten trend przechodzenia PO na lewo jest kontynuowany. Przeczytajmy raz jeszcze słowa Andrzeja Halickiego:

“Polacy są dzisiaj okradani. Jeżeli spółki Skarbu Państwa – te energetyczne, paliwowe, Orlen – mają po 12, 13 miliardów zysku […] to te spółki powinny być na zero i służyć społeczeństwu i gospodarce”.

Poseł PO określa zysk spółek Skarbu mianem kradzieży. Pieniądze, które te spółki zarobiły, zostały ukradzione społeczeństwu – jego zdaniem. Zapomniał chyba, że są to spółki prawa handlowego, które mają być w założeniu zarządzane tak, by wykazywały zysk. Podstawową zasadą kapitalizmu jest to, że podmioty gospodarujące działają po to, by mieć zysk.

Poseł Halicki mówi wprost, że te spółki nie powinny mieć zysku, tylko „służyć społeczeństwu i gospodarce”. Czyli, jak się domyślamy, chodzi o to, by Orlen ustawił cenę 1 litra benzyny na 4,25 zł, czyli by sprzedawał paliwo po kosztach. I tak dalej, ta sama zasada miałaby obowiązywać w odniesieniu do wszystkich spółek Skarbu Państwa…

Jak zareagowaliby na to akcjonariusze tych spółek? Warto obserwować ich zachowanie podczas dzisiejszej sesji. Ale chyba nie będzie wielkim odkryciem, że generalnie większość inwestorów, i to zdecydowana, nie chce mieć akcji spółek, które nie generują zysków…

Co ciekawe, wypowiedzią Halickiego pochwalił się oficjalnie klub Koalicji Obywatelskiej (...)

Po pierwsze Skarb Państwa ma teraz ok. 36% udziałów, więc nawet gdyby pominąć sprawy prawnicze i skupić się na ekonomii, to spółka nie jest kontrolowana przez państwo (to się zmieni po połączeniu z PGNiG). Mamy więc pierwsze przekłamanie. Po drugie politycy PO nie zwracają uwagi, że zysk księgowy nie jest równoznaczny zyskowi pieniężnemu. Problem ten omówiłem w art. Oczyszczanie zysku netto z niepewnych pozycji i wskazałem, że faktyczny, pieniężny zysk wyniósł w 2021 r. zaledwie 17% księgowego. Głównie wynika to z tego, że niemal 90% zysku księgowego przeznaczone jest na inwestycje. Stąd też dywidenda wyniosła ok. 15% zysku na akcję bez odpisów aktualizujących.
Oznacza to, że cały albo prawie cały zysk pieniężny został przeznaczony na dywidendę. Po trzecie prawie 40% tej dywidendy otrzyma Skarb Państwa. Po czwarte, rekordowe zyski księgowe oznaczają także rekordowy CIT. Zakładam, że dzięki tym nadwyżkom z dywidend i podatków rząd był w stanie obniżyć VAT na paliwo i zredukować akcyzę. 
  
Po tej nieodpowiedzialnej i zwyczajnie głupiej opinii największej partii opozycyjnej (partia pochwaliła się tymi mądrościami na twitterze) akcje Orlenu znowu tąpnęły. Są to krótkoterminowe ruchy, ale w ten sposób daje się bardzo zły sygnał akcjonariuszom: waszą spółkę znacjonalizujemy.

Trzeba dopowiedzieć, że obecnie udział PKN w WIG jest największy ze wszystkich podmiotów (prawie 9%), stąd teza, że opozycja przyczyniła się do ogłoszenia polskiej giełdy najgorszą na świecie, jest uzasadniony.

Link do danych (w tym macierz korelacji między indeksami): Indeksy Europy 10.2015-08.2022