Wiele wskazuje na to, że inwestorzy powinni trzymać kciuki, aby demokraci wygrywali jak najczęściej. Jak wskazują Blinder i Watson (BiW) [1], w latach 1949-2013, gdy prezydentem był Demokrata, realny wzrost PKB wynosił średnio 4.33% w skali roku, podczas gdy prezydentem był Republikanin, było to 2.54%. Różnica 1.79 pkt proc. jest duża i istotna statystycznie. Odchylenie od średniej (wynoszącej 3.33%) było takie samo dla obydwu (3.8 vs. 3.9%). Autorzy załączyli poniższą grafikę:
Standardowo niebieski kolor jest kojarzony z Demokratami, czerwony z Republikanami.
Na dokładkę przywołano poprzednie badania, które porównywały zmiany gospodarcze sięgające aż 1875 r. W okresie 1875-1947 demokraci także byli lepsi: jeżeli byli gospodarzami Białego Domu, to gospodarka rosła w tempie 5.15%, a gdy Republikanie - 3.91%.
Wnioski się komplikują, gdy analizę rozszerzymy na parlament USA, czyli Kongres. Poniżej kolejne wyniki BiW:
Jeżeli Demokraci kontrolują obydwie izby, gospodarka rośnie najmocniej - 4.7%, ale gdy Demokratą jest prezydent, a Republikanie mają Kongres, jest to tylko 2.2%. Jeżeli natomiast Republikanie kontrolują obie izby albo gdy jest podział, ale prezydent jest Republikaninem, to PKB rośnie ponad 2.8%, czyli trochę więcej.
Jak to wygląda z punktu widzenia giełdy? Okazuje się, że indeks S&P 500 rósł w czasach Demokratów średniorocznie 8.35%, a Republikanów... zaledwie 2.7%. Odchylenie w pierwszym przypadku wyniosło 2.56%, w drugim 2.84%. Wzrost zysków spółek był w czasach Demokratów także wyższy o ponad 1 pkt proc. (5.61 vs. 4.74%).
I teraz uwaga. Dostajemy przykład, jak intuicja wyprowadza na manowce. Otóż wydawałoby się, że nawet najgorsze okresy Demokratów - po odjęciu odchylenia od średniej stopy zwrotu (8.35-2.56 = 5.79) - pozostają lepsze niż najlepsze czasy Republikanów - po dodaniu do ich średniej odchylenia (2.7+2.84 = 5.54). A mimo to różnica dla rynku akcji jest nieistotna statystycznie. Na pierwszy rzut oka wydaje się to dziwne, ale przestaje takie być, gdy uświadomimy sobie, że rozkłady stóp zwrotu z akcji czy indeksów nie są gaussowskie. Grube ogony, czyli leptokurtoza, stanowią dodatkowy czynnik ryzyka - średnio odchylenie pozostanie stałe, jeśli grube ogony (rzadkie wydarzenia) są kompensowane mniejszymi odchyleniami częstych wydarzeń.
Pastor i Veronesi (PiV) [3] skonstruowali model racjonalnych oczekiwań tłumaczący to zjawisko. Mianowicie awersja do ryzyka jest wg nich zmienna w czasie: gdy jest wysoka, ludzie wybierają Demokratów, a gdy jest niska, wybierają Republikanów. Demokraci kojarzeni z socjalnym i ekonomicznym zabezpieczeniem, postrzegani jako obniżający ryzyko polityczne i gospodarcze, obniżą awersję do ryzyka społeczeństwa w ciągu kolejnych lat rządów. Stąd na początku oczekiwana stopa zwrotu jest wysoka z powodu wymagania większego wynagrodzenia za niepewność w czasach niepokojów. Gdy ta niepewność spada, ceny niejako w nagrodę rosną jeszcze szybciej, ale w konsekwencji oczekiwane stopy zwrotu spadają - przyszłe stopy zwrotu są coraz mniejsze. Koresponduje to akurat z dojściem do władzy Republikanów, ponieważ społeczeństwo ma teraz mniejszą awersję do ryzyka. Republikanie kojarzeni z wolnorynkowym podejściem, odejściem od kontroli państwowej i mniejszym zabezpieczeniem socjalnym, będą teraz częściej wybierani: gdy jest względny spokój, ludzie mogą podejmować bardziej ryzykowne decyzje. Oczekiwana stopa zwrotu jest jednak ciągle niska z powodu rządów poprzedników.
Znajduje to potwierdzenie w faktach. W czasach wysokiego bezrobocia częściej wybierani są Demokraci. W 1932 r. republikański Herbert Hoower stracił władzę na rzecz Demokraty Franklina Roosevelta. W 2008 r. - w środku kryzysu finansowego - George W. Bush został zastąpiony przez Baracka Obamę. W czasach pandemii COVID-19 Donald Trump stracił stanowisko na rzecz Joego Bidena. Trump miał pecha, że trafił na czas pandemii, bo w przeciwnym wypadku prawdopodobnie dostałby drugą kadencję. Natomiast rok 2016-2017 to był rzeczywiście spokojny i rozwojowy dla USA i Europy, więc Trumpowi udało się wygrać.
PiV proponują też interesujące wyjaśnienie wyższego wzrostu gospodarczego w czasach Demokratów. Wg nich nie chodzi wcale o lepsze decyzje polityczne, ale o to, że w czasach wyższej awersji do ryzyka, gdy Demokraci dochodzą do władzy, w sektorze prywatnym tylko wysoko wykwalifikowane jednostki zwiększają produktywność, napędzając całą gospodarkę. W ekonomii dużą rolę odgrywa łańcuch przyczynowo-skutkowy, który implikuje rozciąganie się w czasie zdarzeń. Gdy demokraci zdobywają władzę, gospodarka jest albo w recesji, albo znajduje się w jakimś stanie niepokoju, co motywuje przedsiębiorców do poprawy konkurencyjności czy produktywności. W sumie gospodarka się rozbija na dwie części:
Awersja do ryzyka odgrywa więc dwojaką rolę: część chce ochrony państwa, część sama podejmuje wysiłki na rzecz poprawy sytuacji. Jeżeli ta druga część przewyższa pierwszą, mamy do czynienia z ożywieniem gospodarczym. Na skutek kolejnych sprzężeń rozłożonych w czasie, sytuacja gospodarcza się poprawia zarówno pierwszej, jak i drugiej grupie. Awersja do ryzyka społeczeństwa spada, co pozwala dojść do władzy republikanom. Ponieważ jednak ożywienie już się dokonało, firmy przestają zwiększać produktywność i PKB rośnie coraz wolniej.
Jeżeli powyższe jest prawdą, to przyczyna leży nie tyle w czystej ekonomii, co w psychologii. Mimo to krytycy jednej i drugiej strony będą doszukiwać się przyczyn w samych działaniach partyjnych. Przeciwnicy demokratów mogą podnosić argument, że ich prezydenci najczęściej angażowali kraj w obce wojny. BiW badają tę możliwość, przypominając (tłumaczenie DeepL):
W końcu Truman przewodniczył boomowi wojny koreańskiej, a Eisenhower go zakończył; a Johnson przewodniczył rozbudowie Wietnamu, podczas gdy Nixon, po długiej zwłoce, ją zakończył. Ale z drugiej strony, Reagan zainicjował ogromny wzrost militarny w czasie pokoju, a obaj Bushowie byli prezydentami wojennymi.
Wydatki wojskowe pod rządami Demokratów rosły średnio o 5.9% rocznie, ale tylko o 0,8% pod rządami Republikanów. To jednak za mało, by wyjaśnić tak dużą różnicę, bo wydatki te stanowią nieduży procent całego PKB, w dodatku od lat spadają (zob. wykres).
Wyższe wydatki na obronę i wojsko mają jeszcze jeden słaby punkt. Same w sobie nie są inwestycjami w rozwój gospodarki, a więc nawet zastąpienie nimi innych wydatków, nie może przynieść korzyści. Zamiast przesuwania wydatków rząd może zwiększyć podatki. Ale przecież zwiększanie podatków oznacza zabieranie innym, a więc kłania się tu mit zbitej szyby. Zresztą czynnik podatkowy został odrzucony przez BiW jako nieistotny. Dalej, raczej pewne jest, że przyczyną nie była wyższa podaż pieniądza, której powinna towarzyszyć wyższa inflacja; tymczasem wzrost cen (CPI) w czasach Demokratów był nawet niższy, wynosił bowiem średnio 2.97%, a za Republikanów 3.32%. Ta różnica na korzyść Demokratów staje się jeszcze wyższa, gdy inflację mierzono deflatorem PKB: 2.89% vs. 3.44%. Ponieważ PKB odejmuje wydatki na import, to różnica między CPI a deflatorem polega na tym, że ten pierwszy uwzględnia ceny dóbr importowanych, a ten drugi nie. Stąd deflator PKB lepiej odzwierciedla prawdziwą krajową inflację konsumencką.
Pozostaje jeszcze sprawdzenie zadłużenia (deficytu). BiW również sprawdzili tę hipotezę i okazuje się, że deficyt był zazwyczaj... niższy za Demokratów. Podobne wnioski można wysunąć na podstawie wykresu na Statista, porównujący nie tyle deficyt, co wzrost długu za różnych prezydentów USA.
Ostatecznie badacze za przyczyny omawianego zjawiska uznają m.in. większą produktywność gospodarki (ponad 2x większa za demokratów) , większy optymizm konsumentów i lepsze otoczenie międzynarodowe. Pierwsze dwa czynniki pokrywają się więc z modelem PiV, natomiast trzeci można uzasadnić większą skłonnością do wzajemnej wymiany dóbr i usług, czyli do wolnego handlu. Prawica, którą reprezentują republikanie, mają większą skłonność do protekcjonizmu, co może wyjaśniać także wyższą inflację w ich czasach.
W tym miejscu przypomnę schemat, który narysowałem, badając zależności między OECD, UE, USA i Polską (zob. ten wpis):
USA i kraje OECD oddziałują na siebie nawzajem, UE po miesiącu mocno wpływa na USA, a USA trochę słabiej po miesiącu wpływa na UE. Tak więc, jeżeli Republikanie zwyciężają i nakładają cła na kraje unijne, to kraje unijne w odwecie będą nakładać cła na USA, co pogorszy sytuację obydwu gospodarek. Ponieważ te pierwsze mogą zastąpić eksport do USA eksportem do krajów wewnątrz Unii, to wpływ USA na UE jest mniejszy niż na odwrót. Chociaż więc Amerykanie będą ważyć wszystkie za i przeciw przy wyborze prezydenta, to muszą brać pod uwagę to ryzyko związane z wyborem Trumpa i Republikanów.
Istnieje pokusa, by spostrzeżoną zależność przełożyć na inne kraje. Wtedy Demokraci byliby lewicą, a Republikanie prawicą. BiW przeanalizowali taką możliwość dla takich krajów jak Kanada, Francja, Niemcy i Wielka Brytania, gdzie panuje system dwupartyjny. Poniżej zebrane wyniki razem z USA:
Okazuje się, że tylko w Kanadzie, tj. sąsiadowi USA, towarzyszył średnio większy wzrost gosp., gdy rządziła lewica. W pozostałych przypadkach rodzaj partii nie grał roli. Być może dla Polski największe znaczenie mają Niemcy, więc przytoczę fragment z BiW [2] na ten temat (tłumaczenie - DeepL):
Niemcy, czyli Niemcy Zachodnie przed 1991 r., miały stabilny system dwupartyjny co najmniej od co najmniej od 1949 roku. Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU) jest partią centroprawicową, a Partia Socjaldemokratyczna (SPD) jest partią centrolewicową. (...) nie znajdujemy żadnej różnicy między CDU a SPD. Zaokrąglając do pierwszego miejsca po przecinku, roczna stopa wzrostu w Niemczech wyniosła 2,2% niezależnie od tego, która partia dominowała.
Nie znam się na polityce międzynarodowej, ale pierwsze co przychodzi do głowy, to rozmyte kryterium podziału na lewicę i prawicę, a mianowicie chodzi mi o podział na kwestie światopoglądowe i ekonomiczne, które przecież należą do zupełnie innych porządków (choć pośrednio mogą się ze sobą wiązać). Jeżeli CDU i SPD są podobne gospodarczo, ale różne światopoglądowo, to nic dziwnego, że badania nie pokazują żadnych różnic. Przykładem w Polsce jest PIS, który jest prawicowy światopoglądowo, ale lewicowy gospodarczo. Dlatego, aby takie analizy miały sens, musi zostać przeprowadzona dokładniejsza analiza ideologiczna danej władzy.
W każdym razie wygrana Demokratów przynosi wyższe stopy zwrotu z amerykańskich akcji, a ponieważ korelacja GPW z USA jest ciągle silna, to można powiedzieć, że byłaby to dobra wiadomość dla naszej giełdy niezależnie od sytuacji makro w naszym kraju. Paradoksalnie dla Polski byłoby lepiej, gdyby w USA było niespokojnie, bo dałoby to większą szansę Demokratom.
Literatura:
[1] Blinder, A. S., Watson, M.W. 2016, Presidents and the US economy: An econometric exploration, American Economic Review 106, 1015–1045;
[2] Blinder, A. S., Watson, M.W. 2016, Dodatek online do [1];
[3] Pastor, L., Veronesi, P. 2018, Political cycles and stock returns, National Bureau of Economic Research Working Paper 23184.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz