czwartek, 6 maja 2010

Panika na Wall Street

Miałem pisać w dalszym ciągu o wykładniku Hursta i uporczywości, bo jest jeszcze wiele do powiedzenia na ten temat. Jest tu trochę nieintuicyjnych kwestii, o których już wcześniej napomknąłem. Na chwilę to zostawiam.

Rzadko komentuję obecną sytuację na giełdzie, ale dziś jest dość wyjątkowo. DJIA zaliczył silną przecenę -3,2%, przy czym ważniejsza jest jakość tej przeceny. Indeks spadał w pewnym momencie o 9,2%. (Jednak temu charakterystycznemu momentowi towarzyszyły stosunkowo niskie obroty). Był to najsilniejszy spadek DJIA intraday od października 1987 r.



Oczywiście na wszelkich forach i stronach pojawia się jedno słowo: krach! krach! Ratuj się kto może!

Prawda jest taka, że ludzie generalnie lubią się emocjonować. Nieważne czy jest akurat dla nich dobrze czy źle. Niektórzy już płaczą lub się wściekają, bo trzymają akcje, które lecą na łeb, na szyję, inni klaszczą i podskakują, bo albo są bez akcji, albo czekają na "odpał". Na dodatek ludzie, jak takie takie stado, reagują na to co inni powiedzą i gdy ktoś krzyknie: krach! to zaczynają rzeczywiście wierzyć w ten krach, albo ktoś krzyknie: uciekać! to rzeczywiście uciekają lub przynajmniej myślą czy nie uciec. Ostatnio to samo mieliśmy, ale w odwrotną stronę, gdy media reklamowały akcje PZU. Dziesiątki tysiący ludzi jako stado owiec - nie chcę krakać - poszło na rzeź. Kupili, bo "wszyscy" już kupili, jak w 2007 r. (Czy ludzie naprawdę nie zdają sobie sprawy jak powstaje zarobek na giełdzie? Myślą, że zostaje wyczarowany?)

Ci ludzie nie mają szans. Zarabiać trwale mogą tylko ci, którym paradoksalnie nie zależy na wygranej. Tacy ludzie, nie reagują, po prostu działają, bo patrzą na wszystko z dystansu. Dlatego warto być "naukowcem giełdowym". Nie chodzi tu tylko o badanie giełdy. Chodzi także o badanie własnych reakcji na sytuację na rynku. Wówczas nie dokonuje się pochopnych decyzji, bo widzi się wszystko niejako z zewnątrz. W zasadzie dopóki tego stanu samoobserwacji nie osiągniemy, nie powinniśmy nic robić.

Chyba jedną z najlepszych taktyk jest bezwzględne cięcie strat przy ich założonym poziomie. Wynika bowiem z tego, że już na początku inwestowania robimy coś co jest sprzeczne z intuicją: zakładamy, że stracimy. Kto przeciętny kupuje cokolwiek, na czym przewiduje stratę? Uważam, że aby do tego poziomu dojść potrzebna jest właśnie samoobserwacja chroniąca przed nadmierną pewnością siebie.

P.S. Teraz tylko wspomnę, że nasze rozumienie długiej pamięci, która wynosi średnio 4 lata okazuje się błędne. Mówiąc krótko, nie możemy utożsamiać 4 lat tej pamięci z długością trendu. Być może bessa już się zaczęła, ale pamięć wcale się nie skończyła (więc trzeba się mieć na baczności we wnioskach). O co chodzi w tej uporczywości, dopiero napiszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz